4
Tigrina
Zarejestrowany: 26-11-2009 23:06 .
Posty: 4674
2009-12-27 22:41:25
Z leśna "padliną" dwa razy miałam do czynienia. Kiedyś lubiłam chodzić po lesie niedaleko mojej rodzinnej miejscowości, takie trasy nawet po 7-8 km robiłam, częściowo leśnym duktem, częściowo obok asfaltu. Któregoś razu na wiosnę, kiedy jeszcze śnieg leżał w lesie, kilka lat temu, szłam sobie wzdłuż asfaltowej drogi (ok. kilometra, aż do leśniczówki, przy której zwykle znów skręcałam w drogę leśną, do domu) i ujrzałam w dole na śniegu coś dużego, leżącego. Rozejrzałam się, czy coś nie jedzie lub nie idzie i zeszłam w dół. Zobaczyłam bardzo nieprzyjemny widok chyba jelenia, bez głowy, z objedzonymi żebrami i nogami. Poszłam więc dalej, do leśniczówki i powiedziałam, co zobaczyłam, opisałam, gdzie to było dokładnie. Kilka dni później nie było już po tym "znalezisku" śladu. Druga sprawa, to kiedy jechaliśmy ze znajomymi do jakiejś miejscowości, potrąciliśmy wiewiórkę. Kierowca zatrzymał się, zobaczył, że wiewiórka nie rusza się, więc przez chusteczki higieniczne wziął ją do bagażnika i zawiózł po drodze do jednej miejscowości, gdzie na naszym terenie wypychają zwierzęta.
Nie wiem, co robi się z żyjącym jeszcze zwierzęciem, które się potrąci gdzieś na drodze leśnej, ale pewnie trzeba zadzwonić do jakiegoś schroniska, albo do najbliższego weterynarza. W miastach do Straży Miejskiej. Na pewno nie wolno zostawić na "pewną śmierć" takiego stworzenia.
Ubezpieczenie raczej nie pokrywa takiej szkody.
Z takim żyjącym zwierzęciem, które jest niczyje, a ranne, to z kolei miałam do czynienia kilka lat temu w Olsztynie, na Dąbrowszczaków, bo szłam chodnikiem i zobaczyłam kuśtykającego gołębia z podwiniętym skrzydłem. Zatrzymałam Strażnika Miejskiego, on zadzwonił do schroniska, potem razem z nim i jego partnerem czekałam prawie godzinę, aż ktoś przyjechał, weterynarz ze schroniska powiedział, że gołębia zabierają, raczej nie jest połamany, ale to się okaże po badaniach.