Nigdy nie śniłam o zmarłych. Bynajmniej nie zapamiętałam takiego snu. Jednak kilkanaście lat temu przeżyłam coś okropnego. Sytuacja trwała prawie 2 lata i był to dla mnie okropny czas. Zaczęło się w wakacje po ukończeniu szkoły podstawowej czyli poprzedzające liceum...
Jeden wujek chorował. Miał nowotwór. Cierpiał i trwało to już trochę czasu. Pewnej nocy śniła mi się trumna a on w niej. Żadna historyjka, żadnych ludzi. Po prostu sen o trumnie... Wujek zmarł tej nocy. Nie był mi szczególnie bliski. Pomyślałam, że pewnie dlatego tak śniłam, bo sporo się ostatnio o nim mówiło... Zapomniałam o sprawie.
Niecały miesiąc później kolejny sen - kolejna trumna i kolejny wujek. On nie chorował. Ten sen nawet opowiedziałam mojej babci (jej brat). Uśmiechnęła się ale w razie czego poszła do wujka - wszystko było ok. Po południu pod nasz blok przyjechała karetka pogotowia - do wujka właśnie. Nie uratowano go. Zakrztusił się. Przeżyłam to straszliwie.
Taki sen miałam jeszcze o młodym chłopaku - sąsiedzie, o cioci i znajomej kobiecie z osiedla. Było tego naprawdę dużo. Było już tak, że bałam się zasypiać! Byłam prawie dzieckiem. Okropne to było -uwierzcie mi. ?Nie rozumiałam tego zupełnie, gdyż nie wierzę w żadne zabobony, nie boję się duchów itp.
Jednej nocy znów trumna. Zamknięta. Bałam się strasznie a sen był taki realny. Trwał w moim odczuciu jakoś dłużej niż poprzednie a ta trumna nie chciała się otworzyć. Nie wiedziałam kto jest w środku. W sumie nie chciałam wiedzieć ale to taki sen, z którego nie można się wybudzić, pomimo, że bardzo się chce. Nagle trumna się otworzyła i zobaczyłam moją mamę. Obudziłam się zlana potem i od razu pobiegłam do jej pokoju. Miała wtedy 35 lat. Siedziałam w pokoju rodziców do rana - może przysnęłam na fotelu. Cały dzień spędziłam w mamy pracy bo bałam się ją zostawić. Wieczorem stuknęłam się w głowę i stwierdziłam, że nie mogę tak żyć i pilnować jej do końca... Moja mama żyje i ni jej nie jest. To był ostatni taki sen. Od tamtej pory koniec koszmarów. Nigdy więcej nie śniłam o trumnie, zmarłych ani w ogóle o niczym w kontekście śmierci.