Dzisiaj spotkałam koleżankę i wspominałyśmy dawne czasy. No i postanowiłam was zapytać o wspomnienia randki, która zapadla wam głęboko w pamięć.
Ja pamiętam taką. Było to w czasach, gdy whisky była wielkim rarytasem, a ja dopiero co nowo-upieczoną studentką - czyli dawno temu.
Zostałam zaproszona przez pewnego chłopaka do niego do domu na urodziny.
Gdy przyszłam, okazało się że jestem jedynym gościem:) No ale że barek jego rodziców był nieźle zaopatrzony, postanowiłam zostać i spróbowac kilku rarytasów. Wiedziałam że jakoś sobie poradzę w razie cuś.
No i przyszedł ten moment ,gdy nogi lekko mi sie chwiały, w głowie szumiało...a chłopak zniknął w łazience.
Postanowilam że pora iść do domu. A że po alkoholu co postanowię to robię, więc zeszłam z hokera , lekko sie chwiejąc i zachaczając o wrednie wystającą klepkę czy coś takiego.
Jako że jestem dobrze wychowana i "pod wpływem" mi to nie mija, więc postanowiłam poinformować gospodarza że wychodzę...
Weszłam do łazienki a tam - SZOK ! Chlopak stoi pod prysznicem jak go Pan Bóg stworzył i z uśmiechem mi się przygląda.
Bardzo chciałam mu powiedzieć że ja już muszę iść, ale nie miałam siły. Więc zmierzyłam go od góry do dołu,zatrzymałam wzrok na pewnej części ciała, i jedyne co udało mi się wykrztusić , jednocześnie wzruszając ramionami, było " Phii, idę do domu".
Chłopakowi szczęka opadła....a ja przez lata miałam wyrzuty sumienia , że na drugi dzień nie wyjaśniłam mu że to nie chodzilo o jego szczegół anatomiczny, tylko że ja już na prawdę nie była w stanie dłużej siedzieć....