Z własnego oglądu: Wiele dworców nie działa. Są zamiast nich budki, pełniace funkcje kas biletowych. Ogrzewane, na szczęście. Ale małe - mało osób się mieści.
Tory gdzieniegdzie wykopane - trwają prace.
Połączenia - tragedia.
Jechałam do Elbląga - przez Olsztyn z uwagi na czas oraz cenę.
Z Elbląga już przez Olsztyn nie dało rady. Drzewo zwaliło się a tory. Pociągi przez to miały duże opóźnienia. Pojechałam przez Malbork. Jeden bilet - do Malborka. Drugi bilet - do Iławy (w Malborku czekałam tylko około pół godziny - oczywiście stacji nie było).
W Iławie miła niespodzianka - stacja jeszcze jest otwarta. I druga niespodzianka - czekać trzeba ponad dwie godziny ( mogłabym czekać ponad godzinę, ale wtedy za bilet zapłaciłabym trzykrotnie więcej).
Jeść na stacji nie ma co. Jedynie w Olsztynie mogłam kupić coś ciepłego. Ale wtedy jeszcze nie byłam głodna.
W Iławie mogłam za to wyjść i koło stacji kupić coś ciepłego w sklepie.
Ogólnie - podróż zajęła mi cały dzień. Wyjchałam o dziewiątej, przyjechałam o dwudziestej drugiej. Z temeraturą ciała 38 stopni zresztą.
Kilka osób, które były tez na stacji w Elblągu i zamierzały gdzies jechać, zrezygnowały z podróży.
Tak wyglada sytuacja PKP dziś.
