Ulinka napisał 2010-09-19 20:22:28Dziennikarka
"Gościa Niedzielnego" zapytała minister, Radziszewską pełnomocnik rządu ds. równego traktowania, czy szkoła katolicka, która odmówi zatrudnienia zadeklarowanej lesbijce, może zostać pozwana do sądu. - Oczywiście nie! Szkoły katolickie czy wyznaniowe mogą się kierować własnymi wartościami i zasadami - odpowiedziała Elżbieta Radziszewska.
- To boli, że minister odpowiedzialna za tolerancję promuje nietolerancję. W dodatku w ogóle nie orientuje się w przepisach. Polski kodeks pracy i przepisy unijne zabraniają dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Na terenie Unii Europejskiej sądy niejednokrotnie brały stronę osób zwalnianych z pracy z powodu orientacji - twierdzi Robert Biedroń.
Minister złamała zasadę niedyskryminacji - mówi Elżbieta Czyż z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. -
Czy też tak uważacie? Oczywiście, że nie.
Szkoła katolicka nie jest katolicka tylko z nazwy. (chociaż wiem, że Środo-wiska chciałby, żeby nazwy, definicje i pojęcia nie miały znaczenie i można było nimi dowolni żonglować.) Gdybym był rodzicem i posłałbym swoje dziecko do szkoły katolickiej - to m.in. po to, aby było nauczane i wychowywane w duchu katolickich wartości. Jak ktoś, kto swoim życiem otwarcie się im sprzeciwia, miałby moje dziecko tego nauczyć?
W zwykłej szkole - jeśli jest dobrym pedagogiem - ok. Ale w katolickiej, w dodatku jeśli jasno deklaruje swój homoseksualizm - sprawa jest jasna - nie. Dlaczego promowanie homo-wartości ma odbywać się kosztem wartości katolickich? Póki co, mamy jeszcze w Polsce wolność i jeśli coś zwie się katolickim, to może działać zgodnie ze swoją tożsamością (to w Polsce, bo w Wielkiej Brytanii na przykład, ośrodki adopcyjne katolickie zostały w większości zamknięte - w imię tolerancji i dobra dzieci).
Wg mnie aby nauczać w szkole katolickiej trzeba wyznawać katolickie wartości. Jeśli ktoś taki jest i spełnia wymogi formalne - może jak najbardziej tam uczyć, przed nikim się drogi nie zamyka.
<Pozdrawiam naukowo :-) >