maleństwo napisał 2010-05-31 10:19:44Pewnie gdybym wezwała straż miejską i by im wywarzyli drzwi lub wybili szybę żeby ratować kota to by miała pretensje, że przeze mnie te zniszczenia.
A co Wy o tym wszystkim myślicie?
Dokładnie tak by pewnie było, więc nie miej do siebie pretensji.
Mojej żonie przydarzyła się kilka lat temu historia, która powinna być przestogą dla wszystkich, którzy mają ochotę pomagać obcym.
Otóż była ona pierwszą, która w środku nocy najechała na poważny wypadek, który moment wcześniej wydarzył się na krajowej 7-mce. Gdy zatrzymała się na poboczu i zgasiła silnik. to ogarnęła ją ciemność, a w światłach pozycyjnych widziała tylko tumany pary wydobywające się z pod maski jednego z samochodów. Pierwszze co zrobiła, to zadzwoniła na policję i poinformowała o zdarzeniu. Potem wyszła z samochodu, ale bała się ciemności i tych tumanów pary, a ponieważ była sama, to wsiadła z powrotem do samochodu. Po chwili nadjechał inny samochód, z którego wyskoczyli jacyś mężczyźni i zajęli się ofiarami wypadku, a żona pojechała dalej.
Po kilku dniach na jej telefon zadzwonił jakiś człowiek, który przedstawił się jako policjant i w bardzo niegrzeczny i obcesowy sposób przepytał żonę o jej dane osobowe oraz poinformował, że zostanie wezwana na przesłuchanie.
Rzeczywiście, po kilku dniach przyszło to wezwanie i żona musiała pojechać kilkadziesiąt kilometrów do innego miesta na przesłuchanie.
Przesłuchiwana była w taki sposób, jak by to ona była winna temu, że trzej paseżerowie jednego z samochodów nie przeżyli skutków zdarzenia, a ponieważ jej ocena warunków pogodowych różniła się znacznie od zeznań kierowcy drugiego z aut uczestniczących z tej czołówce, który szczęśliwie przeżył, to powiedziano jej, że będzie wezwana do sądu w charakterze świadka.
Policjant powiedział jej też, że ma szczęście, iż wszystkie ofiary zginęły na miejscu, bo mogła by być pociągnięta do odpowiedzialności karnej za nieudzielenie pomocy. Na pytanie żony, jak pan policjant wyobraża sobie to udzielanie pomocy przez samotną kobietę w środku nocy usłyszała, że to sąd by rozstrzygnął, bo jego zdaniem wykonanie telefonu na numer alarmowy to za mało.
Żona musiała stawić się kilka razy w sądzie, bo kolejne rozprawy nie odbywały się z różnych przyczyn i nie dostała nawet zwrotu kosztów paliwa, o straconym czasie i nerwach w ogóle nie wspominając.
To zdarzenie nauczyło moją żonę jednego: jak widzisz wypadek, to odwracaj głowę i jak najszybciej odjeżdżaj...