wróciliśmy do domu.
było cięzko.
moja rodzinna i okoliczne wioski odcięte od świata.
pobliskie miasta sparaliżowane.
śnieg miejscami ponad pas (a mam 1,7m długości), w przewadze do kolan.
drogi nieprzejezdne.
do siostry dzwonił szef - zakład nieczynny do odwołania z powodu złych warunków pogodowych.
mama do pracy idzie ponad 45 minut, choć normalnie ta droga zajmuje 10-15.
część dróg w mieście powinna być jednokierunkowa, ze względu na zalegający śnieg. na głównych ulicach miasta dostrzec można dachy aut wyłaniające się spod śniegu.
masakra jakaś. nie pamiętam, kiedy było tyle śniegu, a ciągle pada i pada.
małżon próbuje schować samochód do garażu - bardziej jednak chce go odkopać z drogi dojazdowej do naszego bloku. ot utknęliśmy w połowie. przerzuca więc biedaczek śnieg spod garażu, musi też z częsci drogi.
a jak u Was?