Jesteśmy bezdzietnym małżeństwem z dość dużym stażem i nie będziemy mieli już własnego dziecka. Znajoma mi powiedziała, że zna dziewczynkę, która jest całkowitą sierotą. Przebywa w Domu Dziecka w i nikt jej nie odwiedza. To mała dziewczynka, ma chyba 11- 12 lat.
Po około dwóch tygodniach wsiadłam w samochód i pojechałam poznać tą dziewczynkę. Jechałam i jeszcze nie wiedziałam, co zrobię. Bardzo chciałam poznać tą dziewczynkę. W moim umyśle narodził się plan może nie do końca przemyślany. Czułam w tym momencie jedno, chcę zabrać to dziecko, żeby nie wiem co się miało stać, aby móc stworzyć jej dom, gdzie będzie mogła przyjeżdżać. Chciałam ofiarować jej choć mały promyk słońca. Marzyłam o niej, ale się bałam. Bałam się, czy mąż mój wyrazi zgodę.
Jechałam i jeszcze nie wiedziałam, co zrobię. Bardzo chciałam poznać tą dziewczynkę. W moim umyśle narodził się plan może nie do końca przemyślany. Czułam w tym momencie jedno, chcę zabrać to dziecko, żeby nie wiem co się miało stać, aby móc stworzyć jej dom, gdzie będzie mogła przyjeżdżać. Chciałam ofiarować jej choć mały promyk słońca. Marzyłam o niej, ale się bałam. Bałam się, czy mąż mój wyrazi zgodę – przecież nie wiedział zupełnie o niczym.
- Podoba Ci się ta dziewczynka na zdjęciu? – zapytałam. Trochę zdezorientowany spojrzał na mnie i powiedział – tak, ale to chyba nie jest moja córka? - Odpowiedziałam, że nie, ale może być. Spojrzał na mnie jak na głupią, nie wiem, co sobie wtedy myślał.
W umówiony piątek mieliśmy obydwoje jechać po Julitkę. Niestety mężowi wypadła delegacja, nie mógł jechać ze mną. Musiałam znów tę drogę pokonać autobusem i potem trolejbusem. A tak myślałam, że pojedziemy po nią razem i wygodnie wrócimy samochodem. Zastałam moje dziecko już spakowane i z niecierpliwością wyczekujące. Strasznie się bała, mimo iż zadzwoniłam i potwierdziłam przyjazd. Była rozgorączkowana i cała się trzęsła. Jak mnie zobaczyła, przybiegła rzucając mi się na szyję. Zawsze jakaś to waga. Tak się uwiesiła, że myślałam, że złamie mi kręgosłup.
Julitka od dziś miała swój dom, na razie czasowy, potem miał stać się jej na zawsze własnym rodzinnym domem.