Mój Mąż pewnie zaraz zaniepokojony wlezie w ten wątek - spokojnie, sprawa nie dotyczy mnie.
Wyobraźcie sobie sytuację. Jest Rodzina - Mąż, Żona, dwoje dzieci - dziewczynki - jedna prawie 4 l. i druga prawie 8. Żyją bardzo skromnie, żeby nie powiedzieć - biednie. Na wsi, w drewnianej chatce Męża, z jego Matką i rodzeństwem. Łącznie 7 osób na niecałych 60 m2. Tereny powodziowe w okolicach Gorlic. Nie ma mowy o jakichkolwiek uprawach, czy gospodarce, bo przychodzi woda i wszystko zabiera :( Kobieta nie pracuje, bo musi zajmować się dziećmi. Teściowa nie pali się do pomocy, ciągle tylko narzeka na wszystko (przede wszytskim na zdrowie, więc nie ma mowy o zajmowaniu się dziećmi, żeby kobieta mogła pójść do pracy). Facet - budowlaniec, pracuje na czarno. Raz praca jest, raz jej nie ma. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale mimo iż bieda aż piszczy, Oni się kochają, szanują, nie narzekają za wiele, mają przecież siebie, wydają się być szczęśliwi. Do czasu...
Pamiętacie panią Joannę, która kiedyś tu na forum pisała prośbę o pomoc. Kilka razy później i ja zwracałam się do Was kochani z prośbą o pomoc dla niej. Nawiązałam z nią dość bliski kontakt, pisałyśmy do siebie listy, smsy. Bardzo mnie wzruszyła jej historia i kilka razy organizowałam pomoc dla niej, wysyłałam jej paczki (oczywiście ja byłam tylko "pośrednikiem", bo pomagało też wiele innych osób). Praktycznie od Wielkanocy urwał się nam kontakt. Przestała do mnie pisać, a i ja w ferworze obowiązków związanych z opieką nad dzieckiem jakoś sobie o Niej zapomniałam.
Będąc teraz na wakacjach dostałam od Niej wiadomość, która mnie totalnie przybiła :( Pani Joanna odkryła bolesną prawdę :( Jej Mąż ją zdradzał od jakiegoś czasu. Postanowała (dla dobra dzieci) mu wybaczyć. Ale On wybaczenia nie potrzebował, bo wolał sobie ułożyć życie z tamtą kobietą :( Postanowiła więc odejść. Zabrała ze sobą dzieci i wzięła ze sobą tyle, co zdołała spakować w jedną niedużą walizkę. Mąż szybko zareagował i wymeldował ją z domu, pozbywając się problemu. Pomogli jej obcy ludzi (znajomi znajomych), którzy oferując jej pracę (opiekę nad dwójką swoich dzieci), zapewnili jej dach nad głową i tymczasowy meldunek. Mąż praktycznie odciął się od rodziny, zajęty budowaniem nowego gniazdka z kochanką :( Na prośby pani Joanny "sypie kasą" rzędu 50 zł na miesiąc, tłumacząc się, że więcej nie ma. Kobiecie brakuje właściwie wszystkiego. Do tego starsza córka idzie od września do szkoły, a tu pieniędzy na nic ma :(
Coraz częściej słyszę o takich przypadkach, gdzie facet ma dom, kochającą rodzinę i nagle przestaje myśleć mózgiem, a zaczyna inną częścią ciała... Dlaczego się tak dzieje?
Gydby ktoś był chętny w jakikolwiek sposób pomóc pani Joannie, proszę o kontakt ze mną na PW. Pani Joanna mieszka teraz w Grójcu. Gdyby był ktoś z okolic, może byłby w stanie pomóc pani Joannie w jakiś nawet niematerialny sposób. Ona nie ma teraz nikogo, z kim mogłaby porozmawiać, a jej "majątek" mieści się w jednej małej walizce :( Tak mi szkoda tej kobiety, że serce mi krwawi normalnie :(