Chciałabym poznać Wasze zdanie, bo być może ze mną jest coś nie tak, mam za duże wymagania???
Od prawie 3 lat jesteśmy małżeństwem, mamy ślicznego półrocznego synka. Pieniędzy nam nie brakuje, nie ma w naszej rodzinie alkoholu... Tymczasem ja mam wrażenie, że z mężem nie żyjemy ze sobą, a obok siebie. Nie potrafimy spędzać ze sobą czasu, mąż ma inne zainteresowania, ja inne, żyjemy jakby w dówch oddzielnych światach. Tak było prawie od początku małżeństwa, nie wiem tylko dlaczego wcześniej mi tak bardzo to nie przeszkadzało. Męża często nie ma w domu (taką ma pracę), a jak wraca, to wolny czas woli poświęcić siedzeniu przed komputerem, grając w różne gry, czy oglądaniu filmików na youtube. Dzieckiem też się praktycznie nie zajmuje (twierdzi, że to ja bardziej chciałam mieć dziecko, więc to ja mam się teraz nim bardziej zajmować - tak jakby ono było bardziej moje niż jego ). Pomaga tylko przygotować kąpiel (kąpię już ja), i zajmie się dzieckiem jak ja jadę na zakupy lub jestem zajęta gotowaniem obiadu, czy sprzątaniem, ale nawet wtedy ciągle pyta za ile skończę, i jak tylko skończę, od razu "przekazuje" mi dziecko, czasem tylko uda mi się jeszcze wyprosić chwilkę na odpoczynek. Dodam, ze nasze dzieciątko nie należy do spokojnych i praktycznie cały czas wymaga noszenia na rękach, albo innego intensywnego zabawiania. Ja jestem wycieńczona, podczas gdy małżonek się relaksuje przed komputerem całymi dniami.
Gdy proszę męża o spędzenie czasu razem, o jakąś rozmowę, to jest pytanie - "A o czym chcesz rozmawiać?". Gdy proszę o jakiś spacer z synkiem, to odpowiada, że tylko cioty chodzą na spacerki, a on jest facetem. Gdy wymuszę jakieś wieczorne wspólne oglądanie filmu, to zasypia o 21, ale przed komputerem potrafi siedzieć nawet do białego rana.
W sypialni też wieje chłodem, mąż uważa sex za rzecz zupełnie zbędną. Jeśli się coś wydarzy, to góra 3-4 razy w roku, a nawet rzadziej. Czuję się atrakcyjną kobietą, a mam wrażenie, że dla mojego męża jestem przezroczysta. Jeśli zdarza mi się paradować w domu bez koszulki, w samym biustonoszu, to każe mi się ubrać.
Gdy mówię mężowi, że nie czuję się szczęśliwa, on jest oburzony, jak to - przecież na wszystko mnie stać, na drogie perfumy, balsamy, ubrania - jakby to miało być wyznacznikiem szczęścia :(
Jest mi strasznie smutno i przykro. Nie umiem z mężem na ten temat już rozmawiać, bo on uważa, że ja sobie wymyślam i widzę problemy tam, gdzie ich nie ma :(
Co o tym sądzicie?
Może mi podpowiecie jakieś rozwiązania. Powiedzcie, a raczej napiszcie, jak Wy spędzacie czas z Waszymi mężami?
Aaa i jeszcze dodam, że mój mąż ciągle powtarza mi, że mnie kocha. A dla mnei to wszystko wygląda tak, jakby się wszystko co dobre, między nami po prostu wypaliło.