Ja także przerabiałam kilka przykrych słów ze strony męża (potem okazało się, że ich nie przemyślał). Kilka razy zostawiłam go na parę godzin w weekend z dziećmi (nie musiał sprzątać, gotować ani zupełnie nic robić poza pilnowaniem, by dziewczynki przeżyły) Oczywiście po moim powrocie Madzia najczęściej miała wielkiego siniaka albo podbite oko, Kornelia była co prawda przebrana ale miała na sobie nie swoją pieluszkę i ubranka a sprzątanie po "ich zabawie" zajmowało mi resztę dnia. Mąż był wykończony i nie mógł ruszyć palcem i zwracał mi honor. Potem oraz rzadziej wspominał, że ja w domu odpoczywam... Po jednym urlopie, gdzie pech chciał, iż pierwszego dnia rzucił jakiś miły tekst a ja się naprawdę mocno obraziłam i zostawiłam mu wszystko na głowie - przestał mówić takie rzeczy a wracając do pracy cieszył się, że wreszcie się zrelaksuje. Bo jego dzieci są kochane - nawet najukochańsze na świecie ale bardziej wtedy, gdy są przebrane, pachnące a on po powrocie z pracy i zjedzeniu obiadu może się z nimi pobawić przez godzinkę...
radosna24 (2011-02-08 10:59:30)
Ja uważam, że mamy "siedzące w domach" trochę przesadzają. Owszem, jestem pewna, że ciężko pracują- opiekują się dzieckiem lub dziećmi, sprzątają, prasują, robią zakupy itd. Ale co mają powiedzieć kobiety pracujące zawodowo? Przecież one też (z pomocą męża lub be) muszą wykonać te obowiązki. Nie chcę nikogo urazić, ale bardzo podziwiam takie kobiety. Należy pamiętać o sobie, a nie ciągle przekładać potrzeby męża czy dzieci nad swoje.
Podoba mi się kampania: Dziel obowiązki- mnóż korzyści- kobieta i mężczyzna powinni się spełniać zawodowo i prywatnie.
Nie do końca się z tym zgodzę. Może dlatego, że ja osobiście znam mamy pracujące, które przede wszystkim szanują swoją wygodę. Owszem - pracują (jednak sprawia im to wielką radość, bo to typy, które muszą być z ludźmi inaczej się wypalają), oddają dzieci do przedszkola czy żłobka jako pierwsze i odbierają jako ostatnie. Mąż wracając z pracy zajeżdża do mamusi po obiad lub kupuje coś na mieście. Wszyscy wracają do czystego mieszkania, bo niby kto miałby nabałaganić?
Lub typ drugi z opiekunką, która jest jednocześnie pomocą domową: zajmuje się dzieckiem (bo w placówce mogłoby zachorować i co wtedy? Ona musiałaby iść na zwolnienie a nie ma na to czasu ani ochoty), sprząta i gotuje...
Ja nie oceniam nikogo. Każdy ma własny pomysł na życie i niech się go trzyma. Ważne, by przeżyć życie jak najlepiej się da, bo jest tylko jedno. Niech każdy robi to, co sprawia mu radość i wtedy będzie dobrze...