I takie przyjażnie się zdarzają...
Po 11 latach odzyskałam przyjaciela Herta była pierwszym koniem pani Marty (fot. Katarzyna Naworska / newspix.pl)
- Teraz już za nic w świecie cię nie zostawię - mówi Marta Krause (31 l.) z Mikoszewa na Pomorzu, czule głaszcząc swoją klacz Hertę (19 l.). Jedenaście lat temu z bólem serca musiała ją sprzedać, bo nie było ją stać na utrzymanie konia. Ale wówczas jej obiecała, że jeszcze się zobaczą. I że Herta będzie u niej do końca życia hasać po zielonej łące. Teraz obietnica się spełniła!
Herta była pierwszym koniem pani Marty. Za ostatnie pieniądze kupiła śliczną kobyłkę. Klacz miała wtedy 6 lat. Dbała o nią, czyściła i pielęgnowała. Razem szalały po łąkach i lasach.
– Herta była nietypowa. Choć jest szlachetnej półkrwi wielkopolskiej, to nie ma pięknej figury. Dla mnie nie miało to znaczenia. Była moim ukochanym koniem – opowiada kobieta. – Niestety, szybko okazało się, że nie będzie mnie stać na jej utrzymanie...
Decyzja, jaką podjęła, nie była łatwa. Herta poszła na sprzedaż. Chętnych na zakup wspaniałej klaczy nie brakowało.
– Kiedy zjawił się nowy właściciel, obiecałam Hercie, że ją odnajdę, że jeszcze do mnie wróci. Obiecałam jej zieloną łąkę, po której będzie mogła hasać do końca swych dni - wyznaje Marta Krause.
Przez kilka lat od sprzedaży kobieta wiedziała w czyich rękach znajduje się jej klacz. Potem kontakt nagle się urwał.
Dopiero niedawno zobaczyła w Internecie ofertę sprzedaży Herty. Serce pani Marty zabiło mocniej. Po tylu latach odnalazła swoją klacz.
Uznała, że nie ma na co czekać. Poprzedni właściciele nie troszczyli się o kobyłkę jak należy. Koń był zaniedbany i niedożywiony. Niechybnie trafiłby do rzeźni.
– Pojechałam do stadniny. Herta była cieniem tego konia, którego zapamiętałam. Ale kiedy zawołałam ją po imieniu podniosła łeb i popatrzyła na mnie, jakby mnie rozpoznała – uśmiecha się kobieta. – Zabrałam Hertę do siebie. Już nic nas nie rozłączy.
wp.pl
Fajna historia.
A może Wy mieliście podobne to podzielcie się nimi z nami ???