Łąka jest ładniejsza i ma wiele zalet, a przede wszystkim nie wymaga od nas pracy.
Szkód, które w ten sposób się wyrządza, jest sporo. Po pierwsze razem z trawą pozbywamy się tzw. chwastów, czyli roślin, które uważamy za niepożądane. Jesteśmy na najlepszej drodze do zniszczenia swojej różnorodności biologicznej, tak jak zrobiły to inne metropolie w Europie – uważa dr Piotr Mędrzycki z Wyższej Szkoły Ekologii i Zarządzania. Gdy brytyjska organizacja Livingroofs zakładała zielone dachy w Londynie, liczyła, że rodzime rośliny szybko wysieją się same. Niestety, tak się nie stało, ponieważ było już za mało gatunków.
Po drugie obecność w naszych ogrodach roślin zza płotu zapewnia wędrówki zwierząt, które rozsiewają i zapylają kwiaty. Owady z kolei przyciągają ptaki – nie trzeba więc stosować oprysków, bo szkodniki są zwalczane w sposób naturalny. Odpada też częste podlewanie – krótko koszony trawnik potrzebuje więcej wody, podczas gdy na przykład łoboda tatarska podczas suszy odżywa, tworząc zielone kobierce. Zamieniając trawnik w łąkę, oszczędzamy więc czas i pieniądze, możemy napawać się pięknem i zapachem kwiatów oraz ciszą – wystarczy ją kosić dwa razy w roku!
Po trzecie zachwaszczone trawniki lepiej wyłapują pyły i tłumią hałasy. Naszym uszom szkodzą jednak przede wszystkim kosiarki, podobnie jak dmuchawy, którymi usuwa się skoszoną trawę (a jesienią liście), wzbijając przy tym pył i kurz oraz emitując sporo spalin. By uciec od hałasu i zanieczyszczeń, coraz więcej osób przenosi się na przedmieścia, inni wyjeżdżają na działkę. I wpadają z deszczu pod rynnę, bo w cichej okolicy hałas urządzeń ogrodniczych jeszcze bardziej daje się we znaki.
W naturze trawniki nie występują.