Mój wykastrowany 4,5 letni olbrzymi kocur - norweski leśny - wychowany od zarania z psem i będący w znakomitych z nim relacjach, nagle (w piątek) z dzikim wrzaskiem rzucil się na niego. Pies uciekal - kot go gonil. Nic nie zapowiadało takiego ataku szału. Nic się nie wydarzylo, żadnych zmian, hałasów, niespodziewanych sytuacji, gości... Sami domownicy - dorośli ludzie.
Zostawilismy psa na dworze, ale kot i tak wrzeszczal widząc go przez drzwi ogrodowe. Pojechaliśmy oczywiście do lekarza, który zna nasze zwierzęta od urodzenia - nic nie stwierdzil, kazal przez 5 dni podawać lek ZYLKENE 75mg.
Kot jest lekko otępialy, ale chociaż raz dziennie na psa nawrzeszczy. Tyle, że nie atakuje, jak wcześniej, raczej wyżywa się werbalnie, choć kto wie czy nie doszłoby do rękoczynów, gdyby nie nasza interwencja - napomnienie głosem, w miarę spokojnie (jednak są to emocje).
Zachowuje się tak, jakby go nie poznawal. Np. podchodzi do niego i obwąchuje od nosa po ogon i jest ok. Pies (berneńczyk) jest spokojny, daje się obwąchiwać, znosi wszystko z wielką cierpliwością.
A za np. godzinę znienacka atak szału, ale tak jakby kot unikal konfrontacji i wygląda jakby się bał psa.
Ale kot cały czas jest nieswój, mniej aktywny, choć może to działanie leku. Apetyt ma, niestety, jak i poprzednio. Potrzeby fizjologiczne załatwia też bez zmian. Jedyną różnicą jest może to lekkie spowolnienie, no i fakt, że nawet jak ze spokojem obcuje z psem, to się o niego nie ociera. Obwącha i odchodzi.
Za chwilę skończę podawanie leku i boję się co będzie dalej. Jeżeli ktoś spotkał się z takimi zachowaniami, niech się - bardzo proszę - podzieli ze mną swoimi doświadczeniami.