Słucham sobie właśnie romantycznych pioseneczek i zastanawiam się, jak to jest, bo potrafiłam kiedyś myśleć o facecie, z którym mi nie wyszło nawet kilka lat i nawet dziś wolę chyba nie wiedzieć wiele o nim, nie widzieć go, bo gdzieś tam mnie boli myśl, że nam nie wyszło lub, odrzucił mnie, z jakiegoś powodu nie chciał, czy niby nie pasowaliśmy do siebie. A mój narzeczony M., choć kochany bardzo, powiedział mi ostatnio, że w zasadzie to on też, gdyby nam (co przecież jest niemożlwie:) ) nie wyszło, to po jakichś dwóch miesiącach dałby sobie spokój i nie myślałby już i nie zabiegał, po przecież "trzeba żyć" dalej", i mieć swoją godność, gdy nas nie chcą. Niby tak ale ja nie zapomniałabym tego, co było nigdy i choć to sobie wszystko wytłumaczyliśmy i rozumiem, co miał na myśli, w kontekście przemyśleń odnośnie obecnego i zamierzchłych związków pytam - jak ludzie to robią, że jedni po porażkach miłosnych żyją dalej szukając spokojnie następnej "drugiej połówki" a drudzy nie potrafią się do końca odciąć od przeszłości. No i nachodzi mnie myśl ,że facetom łatwiej zapomnieć i babki częściej płaczą i przeżywają a faceci są jednak bardziej zimni i myślą bardziej przyziemnymi kategoriami. Choć pewnie bywa i odwrotnie. Takim potrafiącym spojrzeć chłodnym okiem i iść przez życie dalej, musi być łatwiej - podziwiam.