Przede wszystkim dzieci i młodzież nie powinny znać słowa "seks" bo ono niczego nie wyjaśnia i niczego nie nazywa. Słowo "współżycie" daje odpowiedź czym jest zbliżenie dwóch osób. I od tego powinno się zaczynać. Nie "po co" tylko "dlaczego". Za mało mówi się o aspekcie moralnym - nie chodzi mi o czystość do ślubu ale o szacunek dla siebie samego i dla tej drugiej osoby. Wiele środowisk chciałoby, aby zajęcia dla dzieci i młodzieży wyjaśniały im zasady antykoncepcji. Ale dlaczego antykoncepcja? Brakuje tego, co jest przed stosunkiem. Szacunku, uczucia, miłości, zaufania, ODPOWIEDZIALNOŚCI, konsekwencji. Dlatego młodzież uważa, że to jest łatwe, szybkie i przyjemne. I na tym koniec. Budzą się po trzydziestce nie rozumiejąc dlaczego takie rzeczy zdarzyły się w ich życiu. Dlaczego nikt nie powiedział że to jest współżycie z inną osobą? Że to ma wpływ na życie moje i drugiej osoby? Bo wtedy nikt by nie zarobił na prezerwatywach, tabletkach itp. No i jeszcze ten beznadziejny pomysł na refundację antykoncepcji, gdy obok nas umierają dzieci i dorośli, bo leki dla nich były za drogie...
A na samym początku powinni być rodzice, którzy nie snuliby maluchom opowieści o bocianie albo nasionku. Moja prawie 6- letnia córka wie czym jest współżycie, jak w brzuszku mamy pojawili się jej bracia i dlaczego rodzice TO robią. Nie zna tylko słowa "seks" i ode mnie go nie pozna.
Nie jestem za czystością do ślubu, ale nie jestem też za współżyciem "tak sobie, dla rozładowania złych emocji". Mój mąż był i jest moim jedynym mężczyzną i czuję, że gdyby było inaczej czułabym się "brudna".
Co do osób, które powinny nauczać: Nie mam nic przeciwko katechetom, te niedobre czasy chyba minęły i teraz są to osoby otwarte na temat współżycia, bo Kościół jest coraz bardziej zainteresowany pomocą młodym osobom.