Jestem świadomym konsumentem, staram się czytać etykiety produktów, których nie znam i na tej podstawie podejmować decyzję o włożeniu produktu do koszyka. Mimo to dałam się nabić w butelkę producentowi miodu.
Na opakowaniu wielkimi napisami: Miód spadziowy z gospodarstwa pasiecznego „Leśny Dwór” na Mazurach. Ślubny w domu doczytał, małymi literkami napisano – kraj pochodzenia – Hiszpania. Od kiedy Mazury są w Hiszpanii?
To nie jedyny przykład. Niedawno na półkach obok kartoników z mlekiem pojawił się nowy kartonik. Łudząco podobny do pozostałych, z szklanką pełną białego napoju i napisem: Łąkowe UHT. Tylko, że to nie jest mleko ale napój o smaku mleka. A ludzie kupują, bo tańsze i nie mają pojęcia, że mleka nie piją.
Kolejny przykład. Kupujecie soki? Takie do rozcieńczania z wodą? Weźmy np. malinowy. Ile w składzie ma malin? Hmmm. Kilka ml aromatu malinowego, to wszystko. Główny składnik to sok z czarnej marchwi lub w najlepszym przypadku aronii.
Takich przykładów są tysiące. I zastanawiam się, dlaczego do dzisiaj nie nałożono żadnych kar na producentów za stosowanie takich praktyk? Bo skoro sok nie ma w sobie malin to jakim cudem nazywa się sokiem malinowym a nie sokiem o smaku malinowym albo parówki cielęce a nie parówki z dodatkiem cielęciny (w końcu jest jej mniej niż poniżej 5 %)?
A Wy, znacie takie przykłady? Może podzielcie się nimi i zrobimy bazę produktów, na które należy szczególnie zwrócić uwagę?