Po Związku Radzieckim nie zostało za wiele. Komunizmu nie udało się zbudować, bazy Armii Czerwonej się rozpadają, nikt już nie nosi zegarków marki Poljot, moskwicze wyginęły jak dinozaury, a "Dzieła zebrane" Leonida Breżniewa nie okupują list bestsellerów. Biuro Polityczne KPZR byłoby chyba zszokowane, że najlepszą rzeczą, jaką dostaliśmy w spadku po Kraju Rad jest animowany serial o złym, acz pełnym uroku Wilku dybiącym na niewinnego, pięknookiego Zajączka. "– Jak to? – zdziwiłby się pewnie Nikita Chruszczow, gdyby ktoś chciał przywołać jego ducha podczas seansu spirytystycznego. – Nie Gagarin, nie kolejne pięciolatki, huty, czy czołg T-72, tylko proste historyjki dziejące się w dziwnym świecie zamieszkałym przez hipopotamy i nosorożce?" Niestety tak, towarzyszu pierwszy sekretarzu. Tylko to sensownego po was zostało. No, może jeszcze "Krokodyl Gienia", bo to też była mocno wykręcona dobranocka.
Przypomnij sobie najciekawsze sceny z kreskówki "Wilk i Zając"!
"Wilk i zając" to jeden z tych nielicznych filmów, które niby są dla dzieci, ale nie są dla dzieci. A przynajmniej nie tylko. Kiedy byłem oseskiem w zamierzchłych latach 70. i 80. ubiegłego wieku na hasło "Nu, pagadi!" przed telewizor przybiegałem sprintem nie tylko ja, ale mój dziadziuś, mama i ciotki, oraz sąsiedzi – jeśli akurat wpadli na ploty. Niezależnie od wieku wszyscy zdrowo rechotali, a na koniec współczuli Wilkowi, który niby był czarnym charakterem, ale w typie słodkiego drania, którego nie sposób było nie wielbić. Miał tyle chuligańskiego uroku, że właściwie marzyliśmy, żeby kiedyś wreszcie upolował i zeżarł tego cukierkowatego zająca. Wilkowi najbardziej kibicowały oczywiście babki. One przecież często się zakochują w typach spod ciemnej gwiazdy. Co tu dużo gadać – uwielbialiśmy tę serię. – Ruscy robią fajne bajki – przyznawano niechętnie na koniec seansu.
Po wielu latach, jako ojciec, zafundowałem córce taśmę (to było w czasach magnetowidów, które wyginęły jak moskwicze) z filmami o syzyfowych próbach schwytania Zająca. I historia się powtórzyła. Oglądałem ja, oglądała córka, oglądała babcia, oglądali znajomi. "Wilk i Zając" wytrzymał próbę czasu i nie stracił tej niebywale rzadkiej cechy, pozwalającej dorosłemu nie ziewać podczas dobranocki.
Jestem pewien, że w przyszłości zrobię sobie maraton z "Wilkiem i Zającem" w jeszcze jednej konstelacji. Ja jako dziadunio, moja córka jako mamunia i jej dziecko, jako dziecko tudzież wnuczek. I nie wątpię, że wszyscy będziemy mieli spory fan. Obawiam się tylko, żeby ze śmiechu nie wypadła mi sztuczna szczęka, bo głupio byłoby się tak skompromitować przed najmłodszym pokoleniem.
A na razie będę sobie oglądał "Wilka i Zająca" na kanale Wojna i Pokój. Ta kreskówka
jest jak "Sami swoi" albo "Miś". Nigdy się nie nudzi.
onet.pl
Moja wnusia ma u nas swoja płytke CD właśnie z Wilkiem i zającem i jak tylko jest u nas to prosi o nią by jej włączyć...
A czy Wam zdarza się jeszcze tę bajkę oglądać i czy Wasze pociechy znaja Wilka i zająca ???