W bogatym gdzieś kraju Pololandią zwany.
Żył w nim sobie minister Kopaczem nazwany
Od rana biedaczek myślał w wielkiej trwodze
Kiedy lud upuści fantazyi wodze.
Zmieniał, wprowadzał mulił.
Tam zabrał tu ukradł , gdzie indziej przytulił.
Wreszcie gdzieś usłyszał że się ktoś buntuje .
Więc na prędce wyliczył , ile co kosztuje .
Rachunek mu wyszedł - to matematyka
Że taniej go "pabulon" wyjdzie niż nosze medyka .
Zamiast więc szpitala , drogiego leczenia
Taniej wyjdzie grabarz ślad przykryje ziemia . Odtąd to lekarstwo na karetek stanie Po tym kraju krąży i tak już zostanie . No bo w kasie pustki i żadnej przyszłości . Siąść tylko i płakać - to koniec ludzkości. Dusze nasze wezmą niebiańscy anieli Ale państwu życzymy : By go diabli wzieli.