Kilka dni temu wracając do domu wjechaliśmy do restauracji na szybki obiad. Dopóki nie dostalismy zupek Staś biegał po sali i wszystko komentował. Gdy zobaczył talerze z zupą od razu stał przy krzesełku i wołał "Mniam, mniam". Posadziliśmy go i daliśmy do rączki sucharka. Mojego bulionu jeść nie chciał, tylko od taty zupę cebulową. Otwierał buzię, aż miło było patrzeć. Później podano nam drugie danie. T. zamówił pizzę ja tagiatelle z szpinakiem. Tym razem Staś wybrał makaron. Nałozyłam mu na jego talerzyk tagiatelle. Jadł paluszkami. Samodzielnie. Nie mieliśmy jednorazowago widelczyka. Cały był zielony od szpinaku - raczki, buzia i bluza. Przez poł godzinyn siedział grzecznie z nami przy stole. Nie grymasiłm, nie chciał schodzić. Jadł. Byłam dumna z mojego synka. Ma dopiero 1,5 roku a tak pięknie się zachowywał w restauracji. Nawet kelnerki były pod wrażeniem.
A jak Wasze dzieci zachowują się restauracjach, barach czy kawiarenkach? Grzecznie jedzą czy raczej biegają po sali?