Jak każda mama czekałam na pierwsze słowa mojej córeczki. Oczywiście chciałam, aby tym słowem była "mama". Tata też czekał na "tata". I tak sobie czekaliśmy a córeczka na migi pokazywała nam o co jej chodzi.
I tak wybraliśmy się na obiad do restauracji. Oczywiści dla siebie zamówiłam coś "dziecięcego" aby móc nakarmić małą. Mąż zamówił gyrosa z frytkami i surówkami. I tak karmiłam małą, która co chwilę spoglądała na taty talerz. No i doczekaliśmy się słowa "am am"- powiedziała mała wskazując na talerz męża, o ile można to nazwać słowem, nie mniej jednak była to pierwsza słowna próba komunikacji córki z nami.
Myśleliśmy, że wyrośnie nam mały obrzartuch, ale córcia jest chudzitka i drobniutka. Chyba stwierdziła, że skoro tatuś tak zajada swoje danie musi ono być pyszne i chciała spróbować. Oczywiście tatuś podzielił się z córcią swoim daniem a mała nie posiadała się ze szczścia.
Późniejsze słowa były już bardziej rozbudowane i niekiedy były prawdziwą zagadką i tak np. na tatę, który ma na imię Krzyś córcia mówiła Ziaś.
Ja jestem Malwina-zostałam Balułała- nie wiem czemu:)
Długo zajęło mi rozszyfrowanie słowa cincin- w końcu okazało się, że córci chodzi o kredki:)