WELEDA - wszystko co najlepsze z natury.
Muszę przyznać, że to był dla nas test w arcytrudnych warunkach, bo w trakcie przeprowadzki :)
Nie wpłynęło to jednak na nasz odbiór produktów Weledy, jakie otrzymaliśmy do testowania.
Co to było? No więc była to Organiczna herbatka dla mam karmiących, Krem dla niemowląt i dzieci przeciw odparzeniom z nagietkiem lekarskim, krem do twarzy dla niemowląt z nagietkiem lekarskim i cytrusowy dezodorant w formie deo-roll.
Moje doświadczenia z marką Weleda nie zaczęły się od tego testu - od zawsze w mojej kosmetyczce, ale też na przykład w wyjazdowej apteczce znajduje się ich zielony krem z serii skin food. Ten pierwszy, bogaty w konsystencji, o oszałamiającym zapachu ziół i cytrusów i o niesamowitym spektrum działania. I właśnie przez wzgląd na ten mój pewniak, byłam dziwnie spokojna o wynik testowania wskazanych wyżej produktów - czas pokazał, że się nie pomyliłam
Organiczna herbata dla mam karmiących w naszym domu zyskała uznanie nie tylko moje, jako mamy malucha, ale też... taty! Co prawda nie pobudza u niego laktcji, ale bywają dni, po których każdy zasługuje na kubek z płynnym relaksem, spokojem i wyciszeniem. Nikt nie wie tego lepiej, niż rodzice maluszków :) Przede wszystkim zachwyciła nas składem, ale też najzwyczajniej w świecie smakiem - jeśli lubicie popijać herbaty, które mają w sobie odrobinę słodyczy wynikającej z kompozycji smakowej, to będziecie zachwyceni. Warto wspomnieć, że jej składniki pochodzą z ekologicznych upraw, a fakt zamknięcia każdej saszetki w osobnej kopercie sprawia, że każda herbata jest jednakowo intensywna w smaku, świeża i naprawdę pyszna.
Krem dla niemowląt przeciw odparzeniom to z pozoru klasyczny krem barierowy z tlenkiem cynku. I o ile tlenek cynku oczywiście znajduje się w jego składzie, to konsystencję ma nieco bardziej piankową, lekką w porównaniu do innych kremów tego typu. U nas sprawdził się doskonale, bo separował skórę mojego synka od wilgoci i zapobiegał tym samym powstawaniu odparzeń, a jednocześnie nie "zaklejał" jego skóry w okolicy pieluszki do tego stopnia, że przy jej zmianie ciężko byłoby usunąć jego resztki. Muszę też przyznać, że ten krem nie miał lekkiej roboty, ani sprzyjających warunków - po pierwsze pogoda i upały mu nie ułatwiały zadania, a po drugie mój syn korzysta w przeważającej części dnia z pieluszek wielorazowych, które jak wiadomo nie są ani tak chłonne, ani tak wyrozumiałe dla skóry dziecka jak zwykły pampers. Niezależnie zatem od tego na jakie pieluszki decydujecie się u swojej pociechy, tym kremem zdecydowanie warto się zainteresować. Dodam tylko na koniec, że skład ma bardzo ładny, poza tlenkiem cynku znajdziecie w nim naturalne oleje i woski.
Krem do twarzy dla niemowląt z nagietkiem lekarskim, to krem o lekkiej konsystencji. Szybko się wchłania, ale pozostawia twarz dziecka ukojoną i bardzo porządnie nawilżoną. Na pierwszy rzut oka zniechęcić może to, że z tubki wyciskamy białą substancję, która mogłaby sugerować, że produkt będzie tempy w konsystencji, jest to jednak złudne wrażenie. U nas bardzo fajnie poradził sobie z załagodzeniem delikatnej reakcji alergicznej na twarzy synka. Nic poważnego, ale to naprawdę duża ulga, kiedy po nocy maluszek budzi się z uspokojoną, czystą cerą. Bardzo delikatnie, przyjemnie i nienachalnie pachnie, podobnie zresztą jak ten krem na odparzenia.
Co dla mnie bardzo ważne odnośnie tych dwóch produktów do pielęgnacji skóry dziecka, to to, że są one zamknięte w metalowych tubach - po pierwsze cieszy mnie to dlatego, że staram się ograniczyć zużycie plastiku. Po drugie dlatego, że dzięki tej metalowej tubie korzystanie z tego kremu jest bardziej higieniczne - mamy pewność, że do środka nie dostanie się powietrze, a krem nie zacznie reagować w nieporządany sposób - dla mnie to też gwarancja tego, że skoro wydałam na coś swoje pieniądze, to producent zapakował to dla mnie tak, bym mogła zużyć to do końca.
I wreszcie cytrusowy deo-roll'on. Warto podkreślić, że to dezodorant a nie antyperspirant. A zatem nie jest to produkt, który zahamuje wydzielanie potu. Jego zadaniem jest zniwelowanie jego nieprzyjemnego zapachu i w tej formie sprawdza się doskonale. Co ważne, zapach jaki pozostawia jest świeży, bardzo przyjemny, ale nienachalny. Czuję się po jego użyciu świeżo i komfortowo, ale mam też świadomość tego, że nie jest to przeszkoda dla mojego synka podczas karmienia. Ten zapach mu nie przeszkadza, a przynajmniej wnoszę tak z faktu, że nadal karmimy się piersią bez żadnych zakłóceń :) Dziecko potrafi zasygnalizować, kiedy zapach mu nie odpowiada, ewentualnie kiedy zapach mamy jest zbyt "przykryty" innymi, chemicznymi substancjami. Dodatkowym atutem produktu jest jego niewielkie opakowanie - bez problemu można zabrać go ze sobą w każdej torebce, łatwo się transportuje i zawsze można mieć go przy sobie, gdyby zaszła potrzeba odświeżenia się w ciągu dnia. Bardzo dobrze mi się sprawdza.
Słowem podsumowania - te produkty są naprawdę warte uwagi. U nas sprawdziły się świetnie, ale też nie możemy pozostać obojętni na to, jak wiele czasu producent poświęcił na ich dopracowanie. Tu wszystko się zgadza - od składu, przez formulację po opakowanie. Czy można chcieć czegoś więcej?
Można :) I Weleda daje nam więcej. Daje nam certyfikaty - kosmetyki posiadają bowiem certyfikat UEBT, który potwierdza, że różnorodność biologiczna jest chroniona podczas uprawy, zbioru i dalszej obróbki naturalnych składników, których używa do produkcji swoich kosmetyków, oraz certyfikat NaTrue, który towarzyszy marce już od 2009 (!) roku! Ja szukam takich informacji, moją one ogromy wpływ na moje wybory, również te pielęgnacyjne. BO jeśli mogę zdecydować, czy wybrać dobry kosmetyk, czy dobry kosmetyk produkowany z poszanowaniem bioróżnorodności, wegański, nietestowany na zwierzętach, etc., to mój wybór jest oczywisty.