Jestem zrozpaczona,malzenstwem jestesmy ponad 3 lata,mamy malutkie dziecko.Przed slubem bylo inaczej, teraz wszystko zmienilo sie o 180 stopni.Zaczne od poczatku.Po slubie nie stac nas bylo na kupno mieszkania wiec wyremontowalismy mieszkanie i mieszkamy z tesciami.Bylo dobrze dopoki maluszek nie przyszedl na swiat.Tesciowa nie moze przebolec,ze mamy syna a jej corka niestety nie.Tesciowa wkolko sie wtraca w wychowywanie dziecka,poucza, wyrwa mi z rak dziecko i uwaza ze np.zle je trzymam do odbicia.W/g niej wszystko robie zle,normalnie jakas sierota jestem a nie matka.Nie wytrzymuje psychicznie,caly czas sie kloce i z nia i z mezem,maz jest po"jej" stronie.Mowi,ze jestem przewrazliwiona,ze wyolbrzymiam.Naprawde jest mi zle z tesciami,probowalam rozmowy z mezem zeby kupic,wynajac mieszkanie,cokolwiek,zeby mieszkac osobno.Niestety maz nie chce o tym slyszec,uwaza,ze tu sie urodzil i nigdzie nie bedzie sie przeprowadzal,bo jest mu dobrze.Synkiem caly czas zajmuje sie ja,niebawem wroce do pracy i tesciowa sie "pcha"zeby opiekowac sie malym,dodam,ze jest po 60 i jak widze jakie pomysly ma(np dawanie malenkiemu dziecku lodow-niech posmakuje,smazonych grzybow to az mnie trzesie)Na litosc boska,maly ma 5miesiecy a ona probuje go karmic tak jak kiedys"bo wychowala swoje dzieci w ten sam sposob i zyja".Nie umiem dotrzec do tej kobiety-naprawde,dodam,ze z innymi znajomymi,czy bliska rodzina mam dobry kontakt.Z mezem jest coraz gorzej, przyjezdza z pracy o 17-18 jest zmeczony-ok rozumiem,zje obiad i idzie sie polozyc,wstaje zaspany i idzie popracowac na podworku(noszenie drzewa do piwnicy,koszenie trawy w ogrodzie).Przychodzi i ...oglada tv,po 5 minutach - zasypia na kanapie,w ciuchach,nie umyty i tak sobie spi do rana,a rano krzyk,kapiel i zbieranie sie do pracy.Probowalam rozmawiac-nic, twierdzi,ze jest zmeczony.Seks uprawialismy jeden raz(po porodzie)i oczywiscie z mojej inicjatywy,bo albo jest zmeczony,albo zasypia.Nasze wieczory wygladaja jak opisalam,to ja musze malemu zrobic mleko,przewijac,tulic,nosic,caly dzien sie zajmowac dzieckiem i ja jeszcze mam wieczorem przychodzic do niego pierwsza i prosic Pana laskawie o seks.Przepraszam,ze tak pisze ale ja nie daje juz rady,wykanczam sie.Dziecko wstaje o 5 i jest juz wyspane,maz zajmuje sie malym max15 minut dziennie(bo jest zmeczony po pracy).Juz dwa razy sie wyprowadzalam do moich rodzicow,zatrzymywal,przepraszal,obiecal ze choc troche mi pomoze i nasze wieczory nie bede wygladaly jak u 80-letnich dziadkow.My ze soba wcale nie rozmawiamy,a jak juz zaczne rozmowe to sie klocimy,i tak jest codziennie,nie za takiego czlowieka wychodzilam.Zdaje sobie sprawe,ze moze ja tez sie zmienilam,ale napewno nie tak bardzo jak on. Kocham meza ale chce odejsc od niego,chce rozwodu,probowalam rozmawiac,rozmawiac i jeszcze raz rozmawiac,nic jak grochem o sciane.Dzis mi powiedzial,ze zgodzi sie na rozwod,ale zabierze mi syna,przedstawi moje klotnie z tesciowa na moja niekorzysc i chce mnie oczernic robiac ze mnie wyrodna matke.Prosze pomozcie,jak mam dalej zyc, jak funkcjonowac dla mojego kochanego synka jak caly czas jest zle.Nie o takim malzenstwie marzylam,myslalam,ze bedziemy rozmawiac ze soba,pytac jak minal dzien,jak maluszek,a tymczasem jest cisza,albo wieczne klotnie...Przez miesiac schudlam 6kg,nie wiem czy przez nerwy czy przez niejedzenie,moze jedno i drugie.Prosze pomozcie...rycze jak bobr kazdej nocy......