Kiedy 2 tygodnie temu Szymuś po raz pierwszy ruszył na czworakach do przodu, myślałam, że serce z radości wyskoczy mi z klatki piersiowej :) Teraz, to samo serce chce wyskakiwać za każdym razem (tym razem nie ze szczęścia, tylko ze strachu), jak Szymciur zbliża się a to do gniazdka (mimo iż wszystkie te w jego zasięgu są pozabezpieczane), a to wchodzi do kuchni ( o tak, kuchnia wiedzie prym w wylęganiu negatywnych emocji) - dzisiaj dosłownie zrobiło mi się słabo, gdy na kuchence gotował się rosół, podczas, gdy Szymciur wparował do kuchni. Tak jakoś sobie wyobraziłam, że mógłby ściągnąć na siebie garnek z wrzącym rosołem...
Najchętniej nie wypuszczałabym go z rąk, albo nie wyciągała z łóżeczka. Tak go wszystko interesuje, do wszystkiego musi podjeść, zbadać, wziąść do buzi jeśli się da. Dzisiaj na przykład próbował wziąść do buzi kabel od przedłużacza, podłączony oczywiście do prądu. Tak go mocno zaciekawił kabel wystający ze ściany. Myślałam, że zawału dostanę, jak to zobaczyłam. Ma już pięć ząbków i wszystko gryzie. Chwila nieuwagi i mógłby przegryźć kabelek (bo to taki cienki kabelek, specjalny, do puszczenia pod listwą, wystaje go tylko kawałek tuż przy gniazdku). Normalnie wszędzie widzę niebezpieczeństwo! Ale przecież nie mogę zabronić dziecku poruszania się po mieszkaniu :( Oczywiście nie spuszczamy go z mężem z oczu ale to nasze maleństwo jest tak szybkie, że naprawdę się martwię.
Też tak miałyście drogie Mamusie? Jak sobie z tym strachem poradzić? Jak zacznie chodzić, to chyba oszaleję ;)