Bardzo często zdarza się tak, że partnerzy kobiet, które zajmują się domem uważają, że one nic nie robią. Uwaga będę sarkastyczna. Jasne, że nic. Pranie, obiad i sprzątanie w końcu się załatwia samo, albo krasnoludki to robią, a taka gospodyni siedzi do góry brzuchem i odpoczywa, kiedy jej mąż ciężko pracuje na utrzymanie rodziny.
Niemniej nie o to mi chodzi. Zastanawiam się kto jest winny takiemu przekonaniu. Często słyszę, że to wszystko przez teściowe, które facetów nauczyły, że mają podane pod nos i że wszystko się „samo” robi. Ale nie do końca się z tym zgadzam – mój M. też był tak wychowany. Jego ojciec, a mój teść swoją domową aktywność sprowadza do wypowiedzenia słów „Lucyna kawy bym się napił”. A jednak ja nie mogę narzekać. Bo pomimo tego czym skorupka za młodu nasiąknęła to tak sobie chłopa wychowałam, że mam w domu pomoc. Mój Małżonek nie boi się sprzątania, prania, prasowania, zajmowania się dzieckiem i nawet obiad mi podaje bo ja wracam później od Niego. I jakoś dalej jest męski.
To może wina jest po stronie kobiet? Niby narzekamy, że nam się taki układ nie podoba, ale czy wymagamy zmiany? Czy stawiamy jasne warunki i pokazujemy, że nasza domowa praca też jest wartościowa? Nie. Najczęściej jest tak, że zaciskamy zęby ale robimy. Płaczemy, ale podsuwamy obiad pod nos. Wkurza nas to, gderamy, ale pierzemy, sprzątamy, myjemy.
Jakie jest Wasze zdanie? Kto jest winny za taki stan rzeczy?