mnie też tak spartaczono prosty zabieg, że zamiast po 3 tygodniach wrócić do szkoły, paprało się kilka miesięcy... i nadal nie jest dobrze. gdybyście zobaczyly miejsce po zwykłym zabiegu (wyrostek), jak mnie załatwili, to chyba byście padły. nie pozwaliśmy szpitala. nie wiem, dlaczego. byłam tak zmęczona sytuacją, że chyba nie chciałam do tego wracać. też się wykręcali, że to przez nadwagę (tak, aż 4 kg nadwagi, kosmiczna cyfra), gdzie jak operowali inne osoby, również kilka lat wcześniej czy później, mające i po 20 kg nadwagi to jakoś nic się nie działo..
3 lata minęły i nikogo pozywać nie będę. teraz bym to zrobiła. zwyczajnie takie sytuacje uczą walki o swoje.
myślę, że największy problem w sytuacji Twojej szwagierki, Justynko, to taki, że z takimi rzeczami przechodzi się do porządku dziennego, bo zwyczajnie jest masa osób, które zostały pozarażane czy spartaczono im zabieg. poza tym wydaje mi sie, że jest to dość hermetyczne środowisko, działające na zasadzie 'ręka rękę myje'...
tu jest skopiowany tekst (długi, ale naprawdę warty przeczytania!) ze strony piekielni.pl, proszę zobaczyć, jak można potraktować kobietę w ciąży. Szpital Lubartowska - Lublin:
8 lat wstecz, w piątym miesiącu ciąży postanowiłam dojechać do męża. Było tak, że dwa miesiące wcześniej pojechał tam gdzie była praca czyli do Lublina. Jak się zadomowił, dołączyłam. I tak zeszło aż do terminu porodu, a że młody się na świat nie pchał, po kolejnej kontroli wzięli mnie już na tzw trakt porodowy.
Pan pseudolekarz zabrał mnie na USG. Pomachał mi po brzuchu jak pędzlem malarskim i stwierdził że "dziecko jest, następna!".
To nie było dobrze zrobione USG. A gdyby było zapobiegłoby dalszym wypadkom.
W jakieś siedem kobiet podano nam oksytocynę. W efekcie od rana do późnego wieczora LEŻAŁAM na podłodze wyjąc z bólu, a pies z kulawą nogą nie podał mi łyka wody. Od czasu do czasu wpadała położna sprawdzić czy jest rozwarcie. Nie było, więc robiła mi tzw masaż szyjki macicy. A łapę miała baba jak nie przymierzając szufla koparki. Potem zostawiała mnie klejącą się od potu i krwi.
Godzin wycia jak potępieniec nie będę opowiadać. Dość że ból był jakby ktoś żywcem łamał kręgosłup. Z tego bólu traciłam świadomość.
W końcu wszystkie kobity urodziły, zostałam tylko ja. Zawołano młodą lekarkę. Młoda położyła mi się na brzuchu i zaczęła cisnąć dziecko. Rzecz jak potem się dowiedziałam od dawna niepraktykowana ze względu na ryzyko. Wycisnęła wody płodowe, dziecko zostało "na sucho".
Wtedy, wciąż nie pamiętam jak, ale przetransportowano mnie na salę operacyjną. Ostatnie co pamiętam to lekarz drący się na baby o to, że nie przemyły mi brzucha. No w końcu po dniu tarzania się na podłodze wyglądałam jak ze stajni.
I teraz po kolei :)
1. Młody był opętlony TRZY razy pępowiną. W tym dwa razy za szyję. Nie miał szans się sam wydostać. A wyciskany prawie się udusił.
Także wyjęli mi z brzucha dziecko które było granatowe i któremu natychmiast należało podać tlen.
2. Trzeba było mnie ciąć w ciągu sekund więc przez brudny brzuch który był czas żeby przetrzeć zanim przyszedł lekarz.... wdało się jakieś cholerstwo. W efekcie ponad miesiąc miałam tam ranę z której lała się ropa tak że przykładałam ręczniki.
3. Masaż szyjki macicy - kobieta koparka rozerwała mi ją.
Później stary ordynator kliniki we Wrocławiu, który niejedno widział powiedział tylko:
- Boże kto pani to zrobił? To na wojnie SS takie rzeczy kobietom robiło!
4. Przeszłam operację, na skutek której nie będę więcej mieć dzieci. Operację która polegała na wycięciu zmasakrowanych podczas porodu części. Tak sponiewieranych, że trzeba było wywalić bo groziło nowotworem.
Mam więcej szczęścia niż tamci debile rozumu. Dziecko o dziwo nie ma porażenia, a ja mam moje dziecko.
Jeśli czyta to ktoś z tamtej rzeźni na Lubartowskiej w Lublinie to kilka słów ode mnie: kij wam w tyłki bando rzeźników :)
To wszystko kilka lat temu w czasach akcji "Rodzić po ludzku", o której w tym zapomnianym przez Boga przybytku chyba nikt nie słyszał.
Spartolili wszystko co się dało spartolić.
PS. Nie opisałam wszystkiego. Zdając sobie sprawę że internet to internet i może to czytać jakieś dziecko.
Ja miałam szczęście w nieszczęściu bo żyję chociaż byłam od włos od wykrwawienia, a moje dziecko od uduszenia.
Bylibyśmy po prostu kolejnymi ofiarami ludzkiej niekompetencji i zbydlęcenia.
Co roku kobiety umierają na skutek takich "błędów", a dzieci zostają kalekami. Ale w myśl powiedzenia że "ręka rękę myje" towarzystwo pozostaje w poczuciu bezkarności.