Za moich dziecięcych czasów większość dzieciaków "miejskich" miało dziadków na wsi. Teraz nasze dzieci nie dość, że same mieszkają w mieście to jeszcze ich dziadkowie są "miejscy". I jest sporo takich maluchów (i starszaków) które krowę, konia, owcę czy świnię znają tylko z telewizji i książek. Bo nawet jeżeli mamy rodzinę na wsi to chętniej spędzamy wakacje na tropikalnych wyspach czy w hotelach i pensjonatach zagranicznych.
Nie sądzicie jednak, że dla rozwoju dziecka takie wiejskie wakacje, na łonie natury, w rodzinnym lub agroturystycznym gospodarstwie są dużo cenniejsze niż 2 tygodnie na Teneryfie?
Jak jest z Wami i Waszymi pociechami? Znają takie zwierzaki?