Teraz rodzice, a szczególnie mamy są przewrażliwione. Współczesne dzieci są niesamodzielne. Oczywiście nie wszystkie ale chyba większość. Ja bardzo wcześnie uczyłam syn samodzielności. Sam ubierał się do przedszkola (wieczorem decydowaliśmy wspólnie co założy). Pierwszy raz sam wyjechał na obóz harcerski po I klasie. Nie był cały turnus tylko umówiłam się z opiekunami, że na 5 dni (pon-piątek). Miał tam prawdziwą szkołę samodzielności. Mieszkał w dużym wojskowym namiocie z 14-15letnimi harcerzami. Wszystko robił co trzeba, kąpał się w jeziorze (Gaj) Zrobiłam błąd, bo chyba w środę pojechałam w odwiedziny. Był zadowolony, opowiadał jak jest fajnie ale... gdy miałam wyjeżdżać łzy mu się zakręciły. Nie pytałam go czy chce wracać tylko wytłumaczyłam, że za 2 dni przyjadę po niego i wszystko zakończyło się ok.
Za rok , po I komunii pojechał z ogniskiem muzycznym do Francji, głównie do Disneylandu ale w Paryżu też byli. Jak po VI klasie znów był taki wyjazd wtedy z nim pojechałam i on był moim przewodnikiem. Byłam zaskoczona, że tyle wiedział, zapamiętał. Później w gimnazjum co roku jeździł na obóz językowy do Czech. Ta, że gdy wyjechał na studia wiedziałam, ze sobie poradzi, że mimo że jest jedynakiem nie jest maminsynkiem.
Teraz w rodzinie bratanka są 2 chłopcy IV i VII klasa, Przyjeżdżają na gospodarstwo do wujka i jak widzę zachowanie ich matki to mnie skręca. Na podwórko sami wyjsć nie mogą, w piłkę grać też nie, bo są 2 psy przy budzie. Gdy dostaną cukierka to mają siedzieć, żeby się nie udławili. Siedzą więc na wersalce u babki (moja bratowa) i się nudzą. Matka wychowuje kaleki. Już teraz podobno dzieci z nich się śmieją a co będzie jak pójdą do średniej w nowe środowisko.?