Czasami musimy się zmierzyć z trudnymi sytuacjami, musimy podejmować decyzje, co do których nie do końca jesteśmy przekonani, czy są słuszne. Serce boli, płakać się chce. Tak źle i tak nie dobrze.
Mój pies jest poważnie chory. Pisałam już kiedyś o tym. Cierpli na ZNT (zewnątrzwydzielniczą niewydolność trzustki). Jest to choroba, z której już nie wyjdzie. Leczenie (dość kosztowne) trwa już do końca życia psiaka. Polega na podawaniu psu enzymów trzustkowych w postaci proszku, dosypywanego do jedzenia, do tego leki osłonowe na żołądek i specjalne witaminy. Niestety musi być też połączone z kosztowną (niskotłuszczową) dietą. Niestety tańsza alternatywa z gotowanym jedzeniem (też kosztownym, bo w grę w chodzi jedynie chuda wołowina, cielęcina lub ewentualnie pierś z kurczaka, ryż + warzywa) u nas się nie sprawdziła. Było ok, dopóki dostawał antybiotyk (na którym do końca życia przecież być nie może ). Po odstawieniu antybiotku wszystko wróciło. Wczoraj byłam na kolejnym zastrzyku. Dowiedziałam się, że jedyna szansa, to przejść na specjalistyczną suchą karmę. Niestety 14 kilowy worek (który przy dobrych wiatrach starczy nam na miesiąc) takiej karmy, kosztuje 250 zł. Nie żeby było mi szkoda, czy coś w tym stylu. Po prostu nas na taką karmę nie stać :( Po drugie wcale nie mam pewności, czy pies będzie ją w ogóle chciał jeść i czy rzeczywiście ona pomoże :( Pies się męczy, mimo wzorowego apetytu nie przybiera na wadze, wręcz chudnie w zastraszającym tempie, bo jego organizm nie trawi pokarmu w sposób prawidłowy i nie przyswaja związków odżywczych. Ma ciągłe biegunki, co wiąże się z wychodzeniem na spacery o różnych porach dnia i nocy :( Powoli dojrzewa we mnie decyzja, o skróceniu jego cierpienia, chociaż na samą myśl o tym robi mi się słabo Jest też druga opcja - oddać go komuś, kogo byłoby stać na drogie leczenie i drogą karmę. Chociaż serce by mi chyba podwójnie pękło, gdybym miała go komuś oddać . Jest jak członek rodziny, jest z nami od prawie 6 lat :( Gdyby była jakakolwiek szansa na jego wyleczenie, nie wahałabym się wydać żadnych pieniędzy na jego leczenie. Ale świadomość, że z tą chorobą będziemy się zmagać już do końca życia, sprawia, że nie jest to takie proste.
Co byście zrobili na moim miejscu? To najtrudniejsza decyzja, jaką kiedykolwiek muszę podjąć w moim dotychczasowym życiu :( A jaka była Wasza najtrudniejsza decyzja, jaką musieliśmy podjąć?
Zapraszam do dyskusji.