Ostatnio czytam wiele artykułów, często w przelocie, między pracą a domem i Dorotką. Coraz więcej takich o walce ojców o wychowywanie własnych dzieci po rozstaniu z ich matką. Wiele, jest do siebie podobnych: że matka ta niedobra zabrania kontaktów, ustala własne reguły, a sąd w Polsce tylko temu przytakuje. Podobne brzmienie można wyczytać w artykułach o drugiej stronie lustra, jak to matki dręczone i wykorzystywane przez mężów uciekają od nich i odzyskują wolność dla siebie i dzieci, że muszą walczyć z ojcami dręczącymi ich o różnych porach. Z każdego artykułu wyziera chęć zniszczenia drugiej strony.
Ja nie jestem ideałem i mam wiele negatywnych myśli o biologicznym ojcu mojego dziecka. Najchętniej pozbawiłabym typa praw rodzicielskich z powodu braku realnego kontaktu z własnym dzieckiem i tak naprawdę z powodu olewania jej na całej linii. Mimo to gdy zadzwoni a Dośka ma akurat ochotę rozmowy z nim to zawsze dostaje telefon do ręki i to ona decyduje (tak 6latka decyduje) jak długo i o czym będzie z nim rozmawiać. Nie zabraniam jej tego, bo nie wiem jak potem ukształtuje się jej pogląd na wszystko co się stało do tej pory. Chcę żeby ona sama wyrobiła sobie pogląd na sytuację i mimo że go niecierpię, to w rozmowach z nią mówię prawdę, że na pewno na swój sposób jej biologiczny ojciec ją kochał i pewnie kocha nadal, choć nie rozumie potrzeb jakie ona teraz ma. Fakt - pyta o niego kosmicznie rzadko.
Sęk w tym, że w żadnym artykule nie podejmują tak naprawdę istotnej kwestii - mianowicie stanowiska dziecka, tego jak ono się czuje w tym całym zamieszaniu. Nikt dziecka nie pyta jak by chciało by cała sytuacja wyglądała, najczęściej dzieci są manipulowane przez rodziców i traktowane poniekąd jak manekiny - one głosu nie mają więc można je lekceważyć. A potem takie dziecko dorasta w cieniu wielu negatywnych uczuć, staje się nastolatkiem a potem dorosłym z bagażem emocjonalnym którego nie jest w stanie nazwać i poradzić sobie z nim. Jest zagubione.
Z tego względu zastanawia mnie fakt dlaczego w tym kraju do wielu spraw szczególnie w kwestii rodziny podchodzi się w tak stereotypowy sposób? Dlaczego tak trudno się ludziom porozumieć ? Dlaczego w wielu przypadkach rodzice = wrogowie?
Czy w końcu jest sposób by taką sytuację rozwiązać i czy wg Was słuszne jest to, że ojcowie mimo wszystko walczą o wychowywanie swoich dzieci. nawet "weekednowe" i gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla dziecka?