Nigdy nie znosiłam chaosu w domu. I dlatego wcześnie wstawalam i wstaję. Wieczorem przygotowywałam ubrania " na jutro". Czasem pogoda płatala figle i musialam ubierać dzieci i siebie w coś zupelnie innego. Za czasów gdy pracowałam i dzieci chodziły do szkoły, to rano gotowałam w mikrofalówce zupę aby była gdy wrócimy. Drugie danie przygotowywałam wieczorem w półproduktach. Ale bywało, ze wolałam z dziećmi pójśc na spacer a obiad zjeść w barze mlecznym. Męża i tak teściowa dokarmiała bez względu czy miałam obiad czy nie.
Lubię sobie zaplanować dzień. I nie znoszę gdy ktoś miesza mi szyki. Mam swoje rytuały i ich nie zmieniam. I dlatego mam więcej czasu dla siebie . A teraz dla Familii.
Przede wszystkim rano gdy wyprawię męża do pracy, nakarmię mamę, to nastawiam zupę .Gotuję na dwa dni. Potem wrzucam pranko, ogarniam mieszkanie. Zupa gotuje się, pranie robi. Następnie wieszam pranie. Przygotowuję półprodukty na drugie danie. I mam czas dla siebie. I wychodzę w miasto i po dziewczynki. Wracam , daję wszystkim dziewczynkom ( włącznie z mama ) zupę. Chwilkę odpocznę gdy Ala ćwiczy na pianinie lub odrabia lekcje. Kończę obiad i około 14:30 daję go dziewczynom. Gdy Ola przychodzi po pracy na obiad i po dziewczynki pogadamy chwilkę i "gwiazdeczki" idą na zajęcia lub do domu. I ja wówczas mam wolne.
Ale teraz zmodyfikuję troszkę plan zajęć, bo we wtorki i czwartki będę chodzić w końcu na wykłady Akademii III Wieku. Fajnie, że odbieram Alusię 0 12:30 , to spokojnie wyrobię się .
Ktoś może powiedzieć , że to rutyna. Ale ta rutyna uławia mi życie. A co ja mam babcia emerytka innego do roboty? Spokojnie bez pośpiechu i planowo robię swoje. I jest mi z tym dobrze.