Dzisiaj zaobserwowałam ciekawą rzecz. Wybieraliśmy się właśnie na rowery - chłopaki ćwiczą jazdę na dwóch kółkach, a my uskuteczniamy bieganie za nimi. W każdym razie obiecane rowery, nie mogli się doczekać. Słowo dane, trzeba dotrzymać.
A, że mamusia gapa to już inna sprawa. Otóż, wychodząc, nie wiem o czym myślałam, ale zamiast postawić stopę na ziemi, postawiłam ją na kostce - tej w stopie, nie chodzi o chodnik;) Wszystko trwało sekundy, ból nie z tej ziemi, nie mogłam powstrzymać łez.
Ciekawa rzecz, którą zaobserwowałam: Maciek uciekł z płaczem do domu - jakby to jego bolało. Szymon przybiegł, chwycił mnie za ramię, jakby próbował podnieść. Syn Pierwszy w końcu wrócił. Przestał lamentować, ja doszłam do siebie, ból odszedł, dałam radę usiąść. I co, najważniejsze, najpierw powoli, ale w końcu i biec się udało. W końcu obiecany rower był obiecany i długo wyczekiwany - bo aż cały dzień.
Teraz kostka lekko spuchła, ale co tam - jeszcze chodzić mogę
A jak reagują Wasze dzieci, gdy dzieje się komuś krzywda? Gdy się skaleczycie, potkniecie, przewrócicie, przytrzaśniecie palec, albo gdy płacze obce dziecko?
Wiedziałam, że mój Maciek jest wrażliwy, ale dziś przeszedł sam siebie Uczę moje dzieci wybierania numeru alarmowego, uczę jak się zachować w sytuacji kryzysowej, gdy trzeba wezwać pomoc, co powiedzieć... ale to chyba mojego Pierwszego nieco przerasta, gdy rzeczywiście dzieje się coś złego.