Zostałam dis wezwana do dyrektorki przedszkola do którego chodzi mój syn. Nikt mi nie chciał powiedzieć o co chodzi więc wymyslałam tysiące mozliwych powodów ale nawet mi przez myśl nie przeszło że to może być to o czym się dowiedziałam....
ale zacznę od początku
Mój syn jak urodziła mu się siostrzyczka to w domu nie okazywał żadnego niepokoju że jego pozycja się zmieniła za to w przedszkolu pokazywała jaki to on jest samotny, niekochany i nikomu nie potrzebny więc za namową przedszkolanek zgodziłam się na kontakty psychologa z moim synem w trakcie zajęć.
Wszystko szło ku lepszemu aż do dzisiaj...
Dziś się okazało że niby pani psycholog z rysunków dziecka i jego wypowiedzi wnioskuje że mój syn i ja jesteśmy bici przez męża
Nic nie pomogły zapewnienia że u nas wszystko w porządku. Dyrektorka uznała że i tak się jej nie przyznam żeby chronić rodzinę i że nawet jak nas nie bije to napewno znęca się nad nami psychicznie i że gotowy wniosek do mopsu o to żeby skierować męża na jakąś interwencję
Nie umiało mi przejść przez gardło to co mi ta kobieta nagadała więc wymyśliłam męzowi jakaś pierwszą lepszą bajeczkę żeby się w pracy nie stresował i do tematu podejdę jutro.
Ale jak tak sama myślałam to doszłam do wniosku że najlepiej będzie jak w poniedziałek się tam wybierze z jakąś godną zaufania i bliską naszej rodzinie osobą, która może poświadczyć że ani mi ani dzieciom nie dzieję się żadna krzywda.
Boję się że stracę dzieci przez blędne ocenienie sytuacji nauczycielek