"Rodzice nie mają monopolu na wychowanie dzieci!" - twierdzi hiszpański, socjalistyczny rząd. Podważa tym samym prawo rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami.
Wszystko zaczęło się od tego, że rodzicom nie podobają się wprowadzone w Hiszpanii obowiązkowe lekcje wychowania obywatelskiego. Uczy się na nich wartości, jakimi kieruje się hiszpańskie państwo, "cnót obywatelskich", tolerancji, itd, itp. (i rzecz jasna zasad ustrojowych). Część rodziców twierdzi, że wpajany tam laicyzm i relatywizm moralny godzi w ich, najczęściej chrześcijański system wartości, wedle którego chcą wychowywać swoje dzieci. Sprawa trafiła przed sądy i trybunały kilku instancji. Jedne przyznawały rację rodzicom twierdząc, że Państwo ma jedynie wspierać ich w wychowaniu dzieci, inne stawały po stronie rządu twierdząc, że Państwo może wpajać dzieciom również takie wartości, jakie uzna za najbardziej pożądane. Sami uczniowie próbowali bojkotować zajęcia. Teraz sprawą zajmie się Trybunał Konstytucyjny.
Rodzice, którzy złożyli skargę nie mogą pogodzić się ze stwierdzeniem Sądu Najwyższego, że "w szkole nie ma miejsca na obiekcje moralne".
To kolejny etap wojny pomiędzy coraz mocniej kontrolowanymi obywatelami, a socjalistycznym rządem premiera Zapatero. Podobne zjawiska można dostrzec w innych krajach, gdzie u władzy są socjaliści. Np. w Szwecji, ale na większą skalę niż w Hiszpanii. Jak zauważa prof. Szlendak z UMK w Toruniu, państwo rości sobie pewne prawa, gdy ponosi koszty inwestowania w dzieci.
To jest cena socjalnej polityki i lewicowej ideologii - państwo ingeruje w każdą sferę życia obywatela, rozdaje pieniądze zabierane tym, którzy dobrze zarabiają, ale w zamian chce mieć kontrolę nad wychowaniem dzieci - coś za coś.
Rzeczpospolita