Swego czasu toczyła się tu na forum dyskusja o klapsach i o pewnej ustawie. I na temat tej ustawy (a raczej następstw jej przyjęcia) napisałem:
Więc mamy sytuację - dziecko coś zmalowało, za karę nie dostaje prezentów. W domu zauważa coś, na co ma ochotę, chce to, ale ponieważ kara trwa, nie dostaje. Zaczyna płakać. Życzliwy sąsiad słysząc płacz wykręca odpowiedni numer.
Pojawiają się panie z opieki, widząc płaczące dziecko i mając zeznanie sąsiada stwierdzają, że doszło do zadawania cierpień psychicznych dziecku. Ponieważ mają na poparcie odpowiednią ustawę (tak, własnie TĄ), z pomocą sądu zostajesz pozbawiona praw rodzicielskich do czasu rozstrzygnięcia sprawy w sądzie. Dziecko trafia na ten okres do placówki opiekuńczej (w majestacie prawa).
Po miesiącu jest sprawa. Wygrywasz. Odzyskujesz swoje dziecko.
Jesteś szczęśliwa? Nawet, jeżeli udowodnisz swoje racje, dziecko (i rodzina) przeżywają miesięczną traumę. Bo przecież państwo najlepiej wie, jak się wychowuje dzieci. I ma na to paragrafy.
Przesadzałem? Jak się okazało, nie. Ba, ja nawet nie doceniłem głupoty połączonych sił SLD i PO. Oto fragment felietonu R. Ziemkiewicza.
W największym skrócie, ustawa zakłada, że dziecko może być odebrane rodzicom, jeśli pracownik socjalny − jeden pracownik socjalny, bez jakiejkolwiek konsultacji, wyroku sądowego etc. − nabierze podejrzenia (napiszę wyraźniej: NABIERZE PODEJRZENIA) że w rodzinie dochodzi bądź może dojść w przyszłości (MOŻE DOJŚĆ W PRZYSZŁOŚCI) do jakiejś formy przemocy wobec dziecka.
Najważniejsza jest jednak definicja, co jest, w świetle ustawy, przemocą wobec dziecka. Owoż − wedle instrukcji dla pracowników socjalnych, którą już wisi na stronie internetowej wspomnianego ministerstwa − chodzi nie tylko o bicie, nawet o symbolicznego klapsa, ale także o „przemoc psychiczną”. A przemoc psychiczna to według ministerstwa między innymi, cytuję dokładnie: „zawstydzenie, narzucanie własnych poglądów, ciągłe krytykowanie, kontrolowanie, ograniczanie kontaktów”.
N, to nam komuchy z platfusami do spółki ustawę wysmażyły...
Cały felieton R.Ziemkiewicza tutaj.
http://www.rp.pl/artykul/436729.html