Na wakacjach spotkałam się z taką sytuacją. Piękna zaludniona promenada i tu nagle, prawie na jej środku leży wrzeszczący maluch, tak na oko trzy latek. Płacze, tupie nogami, a matka stoi nad nim i krzyczy - między innymi "wstawaj gówniarzu, nie rób cyrku itp. Ludzie przechodzą, patrzą "na ten cyrk" kiwają głowami i idą dalej.
Ja (i to był mój wielki błąd) zwróciłam matce GRZECZNIE uwagę, aby nie pozwoliła dziecku leżeć na zimnej kostce, bo dzieciak może się rozchorować. Matka najpierw na mnie popatrzyła, a potem BARDZO DOSADNIE powiedziała mi, że to jest jej dziecko i ona może sobie z nim robić co chce i żebym się nie wtrącała, bo to nie jest moja sprawa.
Po całej akcji oczywiście pożałowałam interwencji, ale jak widzę, że dziecko spazmatycznie płacze, a matka jeszcze się na nie wydziera to po prostu trudno jest się nie wtrącić.
Dobrze, że u nas nie działają norweskie służby, które stoją na straży praw i wolności dziecka, bo pewnie po takiej akcji mamusia miałaby ograniczone prawa rodzicielskie.
A czy Wam się zdarzyło kiedyś wtrącić w taką "akcję" lub byłyście/byliście bardzo blisko wtrącenia się? Wiem, że w supermarketach takie akcje są dość częstym zjawiskiem.