Łączenie zabawy z nauką wcale nie jest trudną sztuką
wystarczy tylko chcieć i głowę pełną pomysłów mieć.
Ponieważ jesień trwa, bawimy się tym, co natura da.
Zbieramy z córką żołędzie, kasztany i w kupki je układamy,
a gdy uzbiera sie stos, siadamy i liczymy je na głos.
Raz, dwa, trzy, cztery...dwadzieścia dwa...
tak świat cyfr przybliża mi mama.
Choć jesień już pełna szarości, to my wciąż szukamy kolorów radości.
Gdy wybrałyśmy się za miasto, zobaczyłyśmy zieleń trawiastą,
czerwonego muchomora i szarego potwora (!)
Uff...potwór nie był taki zły...
okazał się smokiem zamkniętym w kształcie chmury.
Co jeszcze było? Na drzewie korale czerwone,
pod drzewem liście...niestety już przybrudzone.
Dobrze, że liście zbierałyśmy, gdy był czas,
teraz piękne bukiety z nich w domu są wśród nas.
Mienią się zatem złoto, czerwień i brąz
w dobry nastrój wprawiając nas wciąż.
Jaką jeszcze zabawę lubimy? O taką (!):
kto pierwszy wymieni więcej wyrazów na literę "taką a taką".
Z literami ogólnie jest dużo zabawy,
szczególnie gdy weźmiemy kredki, flamastry, klej i "tego typu sprawy"
wtedy tworzymy małe arcydzieła - jest kartka a na niej widnieje litera.
"S" to sssycząca litera, więc wąż się wokół niej wije,
"T" gdy trzeba zatrąbi,
a "M" się umyje.
Tym plastycznym sposobem te i inne litery
szybko stały się przyjaciółkami mojej małej Natalii.
Chyba już widzicie, że u nas to jest tak,
że ciężko jest określić, gdzie kończy się zabawa,
a gdzie zaczyna nauki świat.