W kwietniu ubiegłego roku rodzice Matheryn Naovaratpong, wówczas niespełna 2-letniej dziewczynki, dowiedzieli się, że ma ona guza mózgu. Okazało się, że choroba jest nieuleczalna – nie pomogły liczne operacje, chemioterapie i radioterapie. Dziewczynka zmarła po dwóch miesiącach śpiączki. Zrozpaczeni mieszkańcy Tajlandii zdecydowali się na krok ostateczny – zamrozili córkę. Dwulatka została poddana procesowi kriogenicznej hibernacji w instytucie w Arizonie. Rodzice Matheryn wierzą, że uda się ją w przyszłości wybudzić i uzdrowić.
Przypomniał mi sie film: "Seksmisja" ;), ale to dzieje się w rzeczywistości.
Dać dziecku spokojnie umrzeć, czekać na cud, czy zamrozić i zaufać przyszłej medycynie? Czy to nie trochę zabawa w Boga?
źródło: tvn24