pewnie ,ze staram się być matką wzorową ,dobrą, troskkliwą, itp. przeciez chodzi o moje dziecko i pracę jako rodzica ,by wychować ... przecież wiemy ,że to tród i ogromny wkład pracy w małą istotę ,by w późniejszych latach powiedziec sobie ,albo usłyszeć od kogoś ,że to dobrze wychowany człowiek ,miły,ambitny itp. jednak czasem mnie jako matkę,dopada coś w stylu -"jejku ,daj mi choć 10 minut ,bez twojego słow,bez piszczenia i pokazywania ,kto tu rządzi... dzieciaku 10 minut..." nie boję się przyznać ,że zachowałam się nie fer w stosunku do dziecka ... niejednokrotnie pomyka mi myśl "chyba nie jestem dobrą matką...",ale po chwili ,ten umysłowy wybryk ,który ,to stwierdza znika,i znów się bawie i śmieję i jestem gotowa do działania i rozłożenia matczynych skrzydeł .
teraz trochę wyjaśnień do artykułu familkowego:
-nigdy nie ukrywałam faktu ,ze chciałam mieć synka ,ale czy to złe jak cieszę się z dwóch wspaniałych córek i one są moim szczęściem i wypełniaja znakomicie moje życie i codzienność
-nigdy nie towarzyszyła mi myśl pt.dlaczego pojawiłeś się na świecie ,gdybym nie była gotowa ja i mój partner nigdy nie podjęła bym się powiększania rodziny
-nie oszczędzam na dziecku ,zawsze ma ,to co jest mu potrzebne-jednak rezygnuję ze swoich potrzeb na rzecz pociechy,ja obędę się tym co mam ,a dziecko musi mieć,jednak moja potrzeba na rzecz dziecka nigdy negatywnie nie wpłynęła na nasze funkcjonowanie
-zdarzały sie momenty ,żeby mieć chwile przerwy ,włączałam dziecku bajke ,by chwile odpocząć -nigdy nie dawałam ,komputera ,czy nieodpowiednich filmów do wieku dziecka
-zawsze chciałam karmić piersią i nie było mi dane ,i to przyprawiało mnie o zarzuty do siebie "co za matka ,że własnego dziecka nie potrafi wykarmić" i z zazdrością patrzyłam na inne matki ,które karmiły i jescze karmią swoje nawet starsze pociechy
-zawsze na czas przebierałam dziecko ,czy to z brudnej pieluchy,czy z zabrudzonego ubrania ,nie umiałbym inaczej ,bo to zapewniało mi komfort psychiczny ,że jest czyste i zadbane i nie ryzukuję zaparzenia pupy ,a nawet trudnoleczącego się odparzenia
-córka była niejadkiem,nie wiem jak będzie druga nigdy nie pchałam w jej usta jedzenia jeśli go niechciała -zawsze miała zrobiony stolik z jedzeniem i pod przezroczysta przyktywą ,połozone pokrojone jabłuszko,kilka plastrów marchewki,i innego jedzonka typu płatki kukurydziane itp. widząc ,ze tam myszkuje starałam się zawsze wtedy podać jej obiad czy ciepłą przekąskę ,wiedząc ,że zgłodniała -nie podawałam jej beznadziejnych produków żywieniowych ,aby cos kolwiek zjadła
-owszem czasem nie chce mi się z nią bawić i moją alternatywą jest właśnie wyjście na spacer ,wtedy biega ,szaleje, a ja spacerując z pociechami odpoczywam ,zbieram myśli ,właśnie jak jestem taka rozbita ,organizuję piknik,albo ruszam w miasto na plac zabaw ,gdzie energię mojego dziecka pochłonie sprzęt tam rozstawiony ,a moje barki i głowa ochłoną
-jeśli zostawiam dziecko pod czyjąś opieka,a staram się robić to sporadycznie zawsze staram sie wracać jak najszybciej do smyków i nie marnuję czasu na swoje przyjemności ,bo uważam ,że przy nich i z nimi jest mi dobrze, jeśli potrzebuję chwili ciszy i wolnego ,dzieciaki zostają z mężem -a takie chwile są ,że potrzebne mi odizolowanie od dzieci i meża wtedy zazwyczj idę na spacer ,lub samotnie pije kawe w innym pomieszczeniu
-zdarza mi się ,że dziecko dostaje jakiś słodyczek ,żeby już nie piszczało i nie płakało ,nawet raz zerwałam zakaz ,bo wieczorem nie miałam siły po ciezkim dniu słuchać jęczenia "mamo ,daj mi lizaka ,mamo daj mi lizaka..." ustąpiłam. wiem ,ze zrobiłam źle ,ale jestem matką ,a to nie zmienia faktu ,że człowiekiem ,w swej naturze ułomnym .
mogę przyznać się do tego ,że zdarza mi sie krzyknąc na dzieci - wieczorem żałuję i strasznie mi wstyd za ,to co zrobiłam .zdarza mi się ,że jestem obojętna na dziecko są chwile ,że zamykam uszy i oczy ,bo nazbierało sie tyle na moje barki ,że brak mi sił by to ogarnąć i się pozbierać ,ale nie trwa ta obojetnosc długo ,bo wiem ,ze jestem tym szkrabom potrzebna są na mnie skazane i nie mogę tak postępować , i znów żałuję ,ale zmieniam i rośnie we mnie ,to ze tak nie można, zdarza się ,że córka ,da mi tak w kość i powiadam idż juz do babci okej -nie każ mi się złościć. nie wstydzę się do tego przyznać ,że mi też nie wszystko wychodzi ,przecież jestem tylko ludzikiem ,który ma granice cierpliwości ,barierę opanowania - bez wstydu przyznaję ,że nie zawsze jestem idealna ,nie zawsze perfekcyjna itp. jednego jestem pewna ,w każdej sytuacji ,czy to troska ,czy radość uchyle nieba swojemu dziecku ,by miało dobrze ,by było zadowolone. serce swe oddam i krew przeleję za swoje dziecko i tego myślenia nikt mnie nie pozbawi ,nawet chwila zwątpienia... jednak wiem o tym ,że daleko mi do ideału ,mogła bym zrobić coś lepiej i lepiej ... matka ,to też człowiek i nie zmienimy tego.
czy wy potraficie sie przyznać jako matki ,że coś wam idzie nie tak?
miewacie chwile w których ,zamknełabyś dziecko na cztery spusty ,by 10 minut było Twoje i tylko Twoje?
dlaczego z tródem przyznajemy się do błędu ,ale zawsze potrafimy podać rozsadne uzasadnienie jego popełnienia ?