Podobno matka jest tylko jedna. Dziś, to stare przysłowie będzie aktualne, o ile je zmodyfikujemy, dodając słowo "zazwyczaj".
W Polsce biologiczną matką zawsze jest kobieta, która dzieci urodziła. Tak stanowi prawo i nie ma od tego wyjątków. Sytuacja jest jednak o tyle dziwna, że gdyby dziecko zachorowało i potrzebny byłby przeszczep, o przebadanie poproszono by kobietę, z której jajeczka pojawił się nowy człowiek, a nie tą, która była w ciąży. To także po niej dziecko może odziedziczyć wady genetyczne, kolor oczu, układ kości policzkowych... genetycznie to właśnie ona jest matką.
Brzuch do wynajęcia
Z usług zastępczych matek korzysta coraz więcej par mających problemy z poczęciem potomstwa. Ona produkuje jajeczka, on ma zdrowe nasienie, jednak donoszenie przez nią ciąży, a często nawet zajście w nią, z różnych przyczyn są niemożliwe. Co ma zrobić taka para, którzy marzy o dziecku? W Polsce istnieje tylko jeden całkowicie legalny sposób na zostanie rodzicami - adopcja. Jednak wiele osób chce, by dziecko było ich potomkiem, by miało uśmiech taty, mamy uzdolnienia plastyczne. Możemy uważać to za egoizm, przecież tak wiele dzieci czeka na czyjąś miłość. Jednak większość z nas postępuje podobnie. Gdy dojrzewamy do zostania rodzicami, nie idziemy do ośrodka adopcyjnego, tylko staramy się o własne. Nie ma w tym nic dziwnego. Dlatego wiele par szuka surogatek, które na dziewięć miesięcy staną się dla ich dzieci żywymi inkubatorami. Jak wielki jest to problem, najłatwiej przekonać się w internecie. W sieci znajdziemy tysiące ogłoszeń zarówno przyszłych rodziców, którzy szukają zastępczych mam, jak i surogatek gotowych urodzić cudze dzieci. Zazwyczaj ogłoszenia są podobne. "Urodzę dziecko parze, która nie może go mieć. Mam 28 lat, nie palę, nie piję, w rodzinie nie ma chorób genetycznych. Mam dwoje pięknych, zdrowych dzieci. Ciąże przebiegały bez komplikacji. Mam wszystkie niezbędne badania." Część potencjalnych zastępczych mam, podkreśla, że wynajmując swój brzuch, chcą nie tyle zarobić, co pomóc innym. Czy faktycznie?
Niestety, są też inne przykłady. Choćby głośny w ostatnich latach przypadek Beaty Grzybowskiej. "Brzuch" pani Beaty, trafił na rynek wynajmu za sprawą agencji pośrednictwa Elżbiety Szymańskiej. Klienci to bogate małżeństwo z Warszawy. Mężczyzna był dawcą nasienia, jajeczko zostało kupione od nieznanej dawczyni. Obie strony podpisały umowę, na mocy której Grzybowska miała urodzić parze dziecko, po czym zrzec się go po porodzie, przekazując wszelkie prawa do dziecka jego ojcu i zgadzając się, by jego żona przysposobiła malucha. Jednak gdy chłopczyk przyszedł na świat, surogatka postanowiła odebrać go ojcu i jego żonie. Sprawa trafiła do sądu i gdyby nie prawnicy, którzy przekonali kobietę, by zaprzestała walki o malucha, być może sprawa nadal by się toczyła. Beata Grzybowska za urodzenie dziecka "skasowała" 30 tys. zł. Sama ma dwie córki, trzecie dziecko oddała do adopcji, bo nie była go w stanie utrzymać. Właśnie problemy finansowe i fakt, że oddała jedno swoje dziecko poważnie zmniejszało jej szanse przed sądem. W innych okolicznościach mogła nie tylko wywalczyć prawo do opieki, ale także obciążyć biologicznego ojca alimentami. Jak wówczas wyglądałaby sytuacja wszystkich zaangażowanych w tą sytuację osób? Biologiczny ojciec miałby dziecko z zupełnie obcą kobietą, płacił jej alimenty i wpadał na wizyty do syna. Jego żona, która nie może mieć dzieci, nie miałaby do chłopca żadnych praw. Byłaby dla niego zupełnie obcą osobą.
cały artykuł:
http://kobiecyporadnik.pl/kat,1026353,title,Zywy-inkubator,wid,13152593,reportaz.html?_ticrsn=3&smjtticaid=6bd2d