Moment, w którym dowiedziałam się, że zostane mamą był najpiękniejszą chwilą w moim życiu. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Po raz kolejny kupiłam test ciąźowy w aptece ale po ostatnich nieudanych próbach nastawiałam się na jedną kreskę. Wróciłam do domu, poszłam do łazienki i zrobiłam test. Tak jak myślałam- jedna kreska. Wróciłam do pokoju, w którym czekał niecierpliwie mąż. Nawet nie pytał o wynik, bo poznał po mojej twarzy, że znowu się nie udało. Mimo to chciał sam się o tym przekonać. Wyjełam więc test z kieszeni i poszłam robić kolację. Nagle usłyszałam krzyk więc pobiegłam zobaczyć na górę co się stało. Mąż skakał z testem w ręce i krzyczał, że będzie tatą. Wtedy nawet przypalający się obiad mnie nie obchodził. Nie mogłam uwierzyć w to, że noszę w sobie tą małą istotkę. Kilka dni póżniej mąź umówił nas na wizytę u ginekologa. Denerwowaliśmy się jak nigdy. Kiedy już nadeszła nasza pora na wejście do gabinetu miałam pewne obawy ale po dwudziestu minutach zobaczyłam nasze maleństwo, które miało już 2,2cm. Po powrocie do domu płakaliśmy ze szczęścia aż do wieczora. Niestety nasze szczęście długo nie trwało. Na kolejnej wizycie dowiedziałam się, że ciąża jest zagrożona i muszę się zgłosić do szpitala na oddział Patologii Ciąży. Przez kolejne 5 dni dostawałam antybiotyki dożylnie żeby zwalczyć infekcję, która zagrażała ciąży. Czułam straszny ból w podbrzuszu. Żadne leki nie działały. Po tygodniu zostałłam wypisana do domu w stanie dobrym. Musiałam tylko regularnie robić badania i zgłaszać sie do kontroli. Przez następne 3 miesiące ciąża przebiegała książkowo. Problemy pojawiły się w siódmym miesiącu. Usłyszałam od lekarza, że mogę w każdej chwili urodzić. Załamałam się. Kolejne tym razem dwa tygodnie w szpitalu. Dostałam sterydy na szybszy rozwój płuc maleństwa gdyby miało szybciej przyjść na świat. Na szczęście po trzech tygodniach wróciłam do domu. Zostały nam jeszcze 3 tygodnie do porodu. Na razie jest wszystko w porzadku. Niestety musze dużo leżeć i się nudzić :) ale liczę na to, że mój aniołek dostanie 10 punktów i że mama sobie poradzi. Zapomniałabym o tacie. Szykuje się poród rodzinny :)