Od półtora roku pracuje w banku, mam dobre stanowisko, szef mnie lubil, podobnie koledzy w pracy, po pol roku awansowalam, dostalam podwyzke, atmosfera byla super... Od polowy pazdiernika jestem w ciazy a od stycznie przez mdloci, zaslabniecia przestalam chodzic do pracy. W podobnym czasie zaszla w ciaze moja kolezanka z pracy, (tydzień pozniej) powiedzialysmy szefowi o tym, ze bedziemy mamami, zareagowal fajnie, sam jest ojcem dwojki dzieci, ze super ze sie cieszy, ze zyczy nam zdrowia, po tygodniu zaczely sie komplikacje, glupie telefony, ze planowal dla mne podwyzke, ale teraz sie cieszy ze jej nie dostalam, ze powinnam wrocic do pracy bo jego zona miala mdlosci tylko do 2 miesiaca a ja jestem w 3 wiec sciemniam itp itd. Zaczal mnie oczerniac, moja kolezanke tez, przed reszta zespolu, zalic sie, ze przez nas maja wiecej pracy, ze musza pracowac za nas, ze siedzimy w domu a ciaza to nie choroba, ze jego zona pracowala... Chcialam po ustpaieniu mdlosci wrocic do pracy, ale jestem obecnie w 6 miesiacu i stwierdzilam, ze nie bede wracac i sie denerwowac. Caly czas sie msci, zaprasza caly zespol na kolacje, pisze do naszej wiadomosci maile z zaproszeniem ale liczba miejsc na tej kolacji nas nie uwzglednia to zachowania jak z przedszkola, straszy, ze przeniesie do innego oddzialu... A ja chce wrocic po macierzynskim do pracy, ale bardzo sie tego boje, boje sie, ze skutecznie zniechceci do mnie kolegow, ze jak wroce nie da mi zyc... Do tej pory bylam jednym z lepszych pracownikow, do tej pory mnie docenial, sam mnie przeciez awansowal, robilam bardzo dobre wyniki... Co robic? Jak reagowac, boje sie nawet chodzic do pracy i przynosic L4 :(, nie wiemczy go unikac, czy stawiac mu czola...