Witam,
Jestem ze swoim chłopakiem od pół roku. Na początku było wspaniale. Czułam się doceniona na każdym kroku, poświęcał mi każdą wolną chwilę. Dość szybko zamieszkaliśmy razem- po ok miesiącu odkąd usłyszałam pierwsze "kocham cie". To był zupełny przypadek, tak nam się ułożyło życie i sytuacja, a że było nam tak dobrze to już tak zostało. Sielanka nie trwała jednak długo. Ja dosłownie zwariowałam na jego punkcie, po jakimś czasie sam przyznał że dosłownie mi odbiło. Bardzo mi na nim zależało, z resztą jemu też... Po jakimś czasie zaczęło się psuć w łóżku. Po kilku tygodniach zdecydowałam się na rozmowę z nim, okazało się że za często widzi mnie w dresie ( wracałam po 10 godzinach pracy, brałam prysznic i zakładałam wygodne rzeczy, ale gdy gdzies wychodziliśmy zawsze starałam się wyglądać jak najlepiej). Później okazało się że mogłabym go też zachęcać, użyć swojej kobiecości, tylko jak to zrobić gdy w jego spojrzeniu nie ma żadnej iskry? Przez jakiś czas było lepiej. Ale tylko kilka tygodni. Przestał pierwszy mówić że mnie kocha. A życie intymne właściwie już nie istniało. Namówiłam go na wyjazd. Przez 4 dni kochaliśmy się raz... Po powrocie znowu podjęłam ten temat, w sumie oboje wybuchliśmy. Stwierdził że się dusi, bo ja nie spotykam się często ze znajomymi, nie mam konkretnego hobby, któremu poświęcałabym całe godziny (taki mam charakter, lubię pobyć sama, czasem odpocząć, z resztą cieszyłam się że spędzamy razme czas miedzy pracą i innymi zajęciami). Jemu wydaje się jednak że ma obowiązek byc ze mną ciągle i to go przytłacza. Nigdy nie robiłam mu problemu o jakiekolwiek wyjścia- nawet go na to namawiam. Dowiedziałam się też że przez to że czasem przeklnę jestem dla niego mało kobieca. To go odraża. Ja już nie czuję że mu się podobam, nie czuję ze mnie kocha... Ciągle słyszę z jego ust: może pójdziesz pobiegać, moze pójdziesz na basen... Ostatnio zaproponował, żebyśmy przeszli na diete,mam 162 cm wzrostu, ważę 56-57 kg, w wieku 23 lat. Zaczynam mieć dość wszystkiego. Wcześniej bardzo się starałam cokolwiek zainicjować jeśli chodzi o sferę intymną. Wino, świeczki, miły wieczór, albo wręcz przeciwnie siadałam na nim zaczynałam całować, a on nie reagował, jakby nie wiedział o co chodzi. Brak mi już pomysłów. ODbija się to na mnie, ciągle płaczę, nie widzę w niczym sensu. Wszystko stało się obojętne. Nic mnie nie cieszy. Przyjaciólka nie odzywa się do mnie bo uważa że nie powinnam z nim być, bo to mnie niszczy. Nie umiem się z nim rozstać, wspólne mieszkanie... Ta wizja wyprowadzki... Czuję ze tracę grunt pod nogami.
Proszę o radę.