Zacznę może od tego, że mam chłopaka, który czeka na rozwód. Niestety jego była żona postanowiła kłamać tylko po to, żeby dostawać od niego alimenty na siebie, bo dzieci nie mają.
Sprawa wygląda następująco: znali się przed ślubem 2 lata, ona jeszcze się uczyła, a on juz pracował. Mieszkali u jej rodziców. Kiedy brali ślub umowa między nimi była taka, że jak ona skończy szkołę pójdzie do pracy i z czasem wynajmą mieszkanie. On starał się jak mógł, oprócz tego, że pracował po godzinach robił jeszcze fuchy z jej ojcem, który jest na rencie. Natomiast ona niby szukała pracy. Dziewczyna ma zawód technik-handlowiec, ma pokończone wszystkie kursy, ale ona wolała pracować jako sprzątaczka. W ciągu pięciu lat małżeństwa pracowała może 2 miesiące. Mimo, że mogła mieć pracę, bo jego rodzina miała możliwość, żeby jej załatwć, ale nie chciała. Więc siedziała w domu zazwyczaj z rodzicami przed telewizorem oglądając seriale od godziny 12 (bo o tej wstawała mniej więcej). Kiedy on wracał z pracy ona mu tylko podawała obiad i wracała przed telewizor. On przez jakiś czas siedział z nią i z jej rodzicami no ale ile to można więc większość czasu spędzał sam w swoim pokoju. Po jakimś czasie już miał dość tyrania kiedy ona sobie siedzi spokojnie przed telewizorem i zaczął ją wyganiać do pracy. Kiedy chciał się z nią pokochać to ona wiecznie znalazła jakąś wymówkę i zdarzało jej się, że miała ochotę raz w miesiącu może. No ale dalej chłopak się starał zdecydowali, że będą mieli dziecko. Jeździli na badania, inseminacje, nic nie pomogło. Chłopak miał już powoli wszystkiego dość mimo, że miał żonę praktycznie był sam. Lubił sobie wypić piwko po pracy, ona się czepiała. Zostawał po gzodzinach w pracy albo chodził do kolegów, żeby jakoś zająć sobie czas, ona się czepiała. Oczywiście nikomu o tym nie mówił, bo się wstydził. Aż poznał mnie. I zaczęliśmy się spotykać i rozmawiać o naszym problemach w małżeństwie, bo ja też je miałam. Ale nie byliśmy razem i nic nas nie łaczyło. Przyszedł czas, że ona wyrzuciła go z domu pierwszy raz, drugi, któryśtam. za każdym razem wracał i ją przepraszał. Po którymś tam razie sama go wezwała bo tatuś z fuchy wrócił i on był mu potrzebny do pomocy. Przypadkiem wspomniała mu, że ma guzka w piersi i tyle. Później znowu go wyrzuciła. Tym razem nie wrócił. Byłam wtedy przy nim i widziałam jak rozpaczał i mówił, że życie nie ma sensu i że chyba się zabije. Ona mimo że wiedziała, że już kiedyś chciał popełnić samobójstwo przez dziewczynę nie odzywała się do niego przez tydzień. Kiedy po tygodniu dotarło do niej, że on już nie wróci zaczęła go o to błagać, płakać, obiecywać, że się zmieni. Ale on miał dość i nie wrócił. Zaczęła mu grozić, że go zniszczy, a za każdym razem jak go widziała lała go po twarzy.
Później ja miałam problem bo dostałam pracę zmianową, a nie miał kto się zająć moim synkiem. On zaproponował mi, że wynajmę pokój u jego rodziców a on mi pomoże przy dziecku. W sumie nie miałam innego wyjścia. Po kilku miesiącach zaczęliśmy być razem. Później oczywiście zaczęły się kłopoty bo ona złożyła pozew o rozwód z orzeczeniem o jego winie. Nakłamała w nim, że on ją bił, pił, okradał jej rodziców, że znęcał się nad nią psychicznie i że ją zdradzał oraz, że nie pozwalał jej iść do pracy. On w odpowiedzi zażądał orzeczenia o winie obojga i podziału majątku, ponieważ jak byli małżeństwen on wziął kredyt gotówkowy, bo ona nie pracowała, ale to była ich wspólna decyzja. Część rzeczy została u niej a ponieważ nie chce ich oddać ani spłacać kredytu to chyba dosyć rozsądne rozwiązanie. Tylko, że ona w odpowiedzi na to napisała, że on ten kredyt wziął bez jej zgody (mimo że razem byli w banku i zakładali wpólne konto) i nie zgadza się na podział majątku i dalej domaga się orzeczenia o jego winie. Na świadków wezwała swoją matkę i bratową, która nic praktycznie nie wie o ich małżeństwie, ale ona już przeszła kiedyś rozwód z orzekaniem o winie i po prostu chce jej pomóc. Tak więc będą na pewno kłamać na jej korzyść.
Co zrobić w tej sytuacji, jak się bronić i jakie są szanse, że wygra tą sprawę? Na adwokata nas nie stać.