Strasznie mnie denerwuje to, że w naszym państwie ktoś w ogóle myśli o tym, żeby refundować antykoncepcję. To jest zupełnie niedojrzały pomyśł i aż dziw bierze, że są politycy (niezależnie od ich opcji politycznej), którzy się za tym opowiadają. W kraju, gdzie jest tylu chorych, którzy muszą sami się leczyć, kupować horrendalnie drogie leki po to, by żyć. W kraju, gdzie przez czyjeś niedopatrzenie ludzie chorzy na raka są pozostawieni bez pomocy. Naprawdę trzeba refundować akurat antykoncepcję? Przecież dojrzały człowiek (co wcale nie oznacza że również dorosły) potrafi myśleć i wie co zrobić, aby zabezpieczyć się przed ciążą. Jest szereg sposobów, które nic nie kosztują, ale trzeba się wysilić umysłowo, bo coś trzeba policzyć, coś sprawdzić, poświęcić trochę czasu. Nie każdego na to stać, a szkoda.
Nigdy nie opowiem się za refundacją antykoncepcji, bo czułabym się winną wobec osób, które nie mają za co się leczyć.
Kwestia edukacji seksualnej to kolejny beznadziejny pomysł - od pierwszej lekcji wszystko toczy się wokół zapobiegania. Ale czemu w ogóle zapobiegać? Czemu nie mówi się o szacunku, miłości, zrozumieniu, dojrzałości? Czemu nie mówi się, że lepiej poczekać?
Artykuł i finansowaniu przeczytam później i wtedy się do niego odniosę ;)