Books and BabiesKategorie: Rodzicielstwo, Książki i literatura, Praca i kariera Liczba wpisów: 19, liczba wizyt: 72403 |
Nadesłane przez: Katarzyna z Booksandbabies.pl 05-11-2014 13:16
Nieco ponad rok temu pocztą pantoflową dowiedziałam się, że moja koleżanka Magda wraz z mężem adoptowała ciężko chore dziecko. Wcale mnie to nie zdziwiło - w końcu Magdę znam od kilkunastu, by nie powiedzieć: prawie kilkudziesięciu lat:-) i wiem na co ją stać. Jak wyjaśniło się później, ich adoptowany syn wcale nie jest ciężko chory, lecz cierpi na zespół Treacher-Collinsa, rzadki zespół wad wrodzonych. Przeczytajcie szczerą i wzruszającą rozmowę z Magdą i Piotrem, dwójką młodych, dobrze wykształconych, spełnionych zawodowo ludzi, którzy nie zawahali się podzielić się miłością z dzieckiem, której tej miłości potrzebowało.
Rozmowa z Magdaleną i Piotrem, rodzicami Franka (6 l.), Antosia (2 l.) i Michała (2 l.)
Katarzyna: Kiedy zaadoptowaliście Michała, byliście rodzicami 5-letniego Franka i rocznego Antosia. Michał zamieszkał z wami po roku od waszego pierwszego spotkania. Opowiedzcie o tym spotkaniu.
Magdalena: Nasz drugi syn Antoś urodził się w lipcu 2012 roku. We wtorek, dokładnie o godz. 1 rano. Wszystko układało się pięknie. Wyszliśmy ze szpitala w piątek, po trzech dobach, oboje dobrze się czuliśmy. Niestety, w wyniku różnych komplikacji poporodowych już w niedzielę znów trafiłam do szpitala. Miałam bardzo wysoką gorączkę - 40 stopni, zimnice i drgawki. Ponieważ rodzice Piotrka zabrali naszego starszego syna Franka na wycieczkę, nie mieliśmy z kim zostawić małego Tosia i byliśmy zmuszeni wziąć go ze sobą do szpitala. Byłam załamana, ponieważ po porodzie z Frankiem też chorowałam. Jadąc do szpitala z 5-dniowym Tosiem pytałam: „Panie Boże, jaki masz w tym cel, że zamiast cieszyć się maluszkiem, muszę znów się martwić?”. Okazało się, że mam zakażenie organizmu i muszę zostać w szpitalu. Chciałam, aby Antoś został ze mną, ponieważ planowałam go karmić piersią. Niestety, było to niemożliwe - nie mógł zostać ze mną na sali na oddziale ginekologicznym ani zostać przyjęty na salę noworodków. Ordynator wyjątkowo zgodził się przyjąć go na OIOM. Przystaliśmy na to. Piotrek poszedł z Tosiem na OIOM, a ja dostałam potrzebne leki. Kiedy Piotrek wrócił, opowiedział mi o tym, co zobaczył na OIOM-ie.
Piotr: Tosiu leżał na OIOM-ie z drugim dzieckiem, które na pierwszy rzut oka wyglądało na chore. Był to smutny widok.
Magdalena: Wyglądał dużo gorzej niż teraz. Bo teraz Michał jest przystojniakiem.
Piotr: Michał miał oczy ułożone pionowo, uszy praktycznie na szyi. Takiego dziecka nigdy wcześniej nie widziałem. Był bardzo malutki i nie płakał, tylko ciągle spał.
Magdalena: Zapytałam, czy ktoś przy nim siedzi, czy się nim opiekuje. Piotrek powiedział, że nie, ale że ma takie same chusteczki nawilżające jak Tosiu, więc ktoś musiał mu je kupić. Tego samego dnia około północy spadła mi temperatura, więc poszłam do Tosia na OIOM. Weszłam na salę i zobaczyłam, że obok naszego syna leży ten oto piękny mężczyzna (Magda wskazuje na Michała - przyp.aut.). Leżał na boku, wyglądał dokładnie tak jak mi Piotrek opisał. Taki malutki, niewinny krasnalek. Nigdy nikogo nie było przy nim. We wtorek, kiedy mieliśmy wychodzić ze szpitala, podsłuchałam, że….(śmiech)
Piotrek: Czasem ta jej ciekawość do czegoś się przydaje!
Magdalena: … że Michał ma trafić do hospicjum, bo od miesiąca nikt się nim nie interesuje, a dłużej w tym szpitalu nie może zostać. Więc ja, pełna hormonów po porodzie, podeszłam do Michała, wyciągnęłam go ze szpitalnego wózka i poprzytulałam go, bo skoro nie ma pewności, czy przeżyje, to niech chociaż przez chwilę zazna odrobinę matczynej bliskości i miłości. Wtedy myślałam, że hospicjum to miejsce do umierania, z którego żywym się nie wychodzi.
Katarzyna: To było wasze pierwsze spotkanie, ale nie ostatnie. Co się działo u was później?
Magdalena: Wyszliśmy ze szpitala, życie toczyło się dalej...
Kochani, rozmowa jest bardzo długa, dlatego po więcej zapraszam na www.booksandbabies.pl