Planeta MKategorie: Żyj chwilą, Zainteresowania, Podróże Liczba wpisów: 51, liczba wizyt: 172568 |
Nadesłane przez: Monika_Pe dnia 24-02-2014 08:47
...czyli słów kilka o Wodzie Redox. A czemu na poważnie? Ponieważ czasami po prostu trzeba bez szydery powiedzieć co się naprawdę o czymś myśli - tak bez kolorowania. Zatem oto nadchodzi pierwszy post absolutnie poważny! Miesiąc- tyle minęło odkąd zaczęłam testy kaszubskiej wody Redox. Zasady były proste: piję 3 saszetki Wody Redox dziennie, część wody wykorzystuję do zabiegów kosmetycznych i pilnie obserwuję własne samopoczucie i to co (o ile cokolwiek) picie jonizowanej wody alkaicznej daje mojemu organizmowi.
Dla mnie najważniejsze były właściwości Wody z Banina w kontekście sportowym: czy przyda mi się w trakcie treningów, czy faktycznie sprawi, że w trakcie wysiłku będę się mniej męczyć (przez co bezkarnie będę mogła wcinać całe tony słodyczy, które przecież zakwaszają mój organizm)?
Czas na podsumowanie:
- 27 dni testów
- 81 wypitych saszetek wody alkaicznej - łącznie 19 440 ml
- 10 saszetek zużytyych do nawadniania skóry twarzy po panice wywołanej testami skóry w trakcie My Mamy Odpoczywamy w Warszawie...
Minus wody alkaicznej:
- zamknięcie saszetek: uznałam je za mało higieniczne: o wiele lepiej byłoby gdyby były jednak zakręcane, do ust wkładałoby się wtedy część, która nie była przez nikogo dotykana.
Plusy wody alkaicznej:
- wygodna forma podania: porcja idealna do wypicia niezwłocznie po otwarciu saszetki
- faktyczne zmniejszenie zmęczenia w trakcie treningu- widoczne już po pierwszych 1,5 tygodnia od regularnego picia wody Redox.
- zmniejszenie skutków ubocznych treningów takich jak zakwasy- wiem, że może to być też wynikiem wyćwiczenia ciała o kolejne 4 tygodnie regularnych treningów ale w sumie to wiem, że trenuję mięśnie o istnieniu których nie miałam pojęcia zatem...nie mam wątpliwości, że tu Woda Redox sprawdza się znakomicie.
- mniejsze odczucie zmęczenia - czy to wieczorem po bardzo ciężkim dniu, czy też następnego dnia rano
- przyjemne uczucie na skórze po zastosowaniu wody w formie oczyszczenia twarzy co całym dniu
- wzmocnione, bardziej lśniące włosy (na początku nie miałam pojęcia, że to skutek picia wody Redox, potem jednak doczytałam, że zakwaszenie organizmu osłabia włosy i paznokcie - zatem picie Wody z Banina musiało ładnie mi organizm odkwasić bo włosy mam łśniące i o wiele mniej zostaje ich rano na grzebieniu)
Wnioski ostateczne:
Woda Redox zdecydowanie przypadła mi do gustu pod kątem treningowym: wrzucenie dwóch saszetek do torby a po wypiciu wyrzucenie ich jest zdecydowanie dla mnie wygodniejsze niż noszenie butelek z wodą (które później bardzo często wyrzucałam z resztkami wody). Zdecydowanym plusem jest zmniejszenie negatywnych efektów treningów - co chwali sobie i Konkubent bo nie musi juz tak często robić mi masażu łydek :D Podoba mi się również wpływ wody na stan włosów: mam nadzieję, że po dłuższym stosowaniu i z paznokciami uczyni takie cuda :)
Wszystkim zainteresowanym tematem mogę śmiało polecić odwiedzenie strony producenta: www.wodaredox.com aby tam doczytać i dowiedzieć się więcej na temat tego jak woda powstaje, czemu opakowana jest w saszetki i jakie korzyści płyną z jej picia poza tymi, na które szczególną uwagę zwróciłam ja :)
fot: www.wodaredox.com
Nadesłane przez: Monika_Pe dnia 18-02-2014 23:12
zatem tak! uszyły się w pocie i trudzie ale się uszyły i są! Moje, czarne (choć wcale nie wyszczuplające bo Monika w ciągłym przekonaniu o swojej spożywczej ciąży zamówiła M zamiast S)- kickboxerskie SPODNIE! Zatem mój niezbędnik poszerzył się o kolejny element :) Pozostałe elementy na razie się nie zmieniły :) Ciągle testuję Wodę Redox prosto z Kaszub - jeszcze trochę i będę musiała prowadzić jej obwoźny handel na treningach bo wzbudza powszechne zainteresowanie i dziewczyny wypytują, dopytują i notują adres strony internetowej producenta ;-)
Tydzień temu podczas My Mamy Odpoczywamy miałam okazję przebadać sobie skórę twarzy - o jakie było moje zadziwienie gdy otrzymałam efekt tych testów! Tu sucha, tam sucha, tu jeszcze bardziej sucha a przy tym fragmencie Sahara to najlepiej nawodnione miejsce ziemi... nosz pięknie! Kremy nawilżające, balsamy, toniki, płyny micelarne i co? I sahara! Wracam więc do domu podłamana i opowiadam Konkubentowi co i jak! A on mi na to: to może zacznij się wreszcie okładać tą wodą? Jaką wodą? No tą co stoi w łazience... no masz babo placek! Pamiętałam, że Woda Redox ma właściwości nawilżające, wstawiłam ją nawet do szafki w łazience ale... zapomniałam używać jej w celu poprawy kondycji mojej skóry! Zaczęłam zatem testy kosmetyczne ! Skutki mam nadzieję będą lepsze niż po tych wszystkich cud specyfikach za milion sześcset sto dziewięćste złotych!
Nadesłane przez: Monika_Pe dnia 12-02-2014 14:57
... no i tak: w sobotę Monika bawiła się z Wami na imprezie "My Mamy Odpoczywamy", wieczorem zjadła najlepszą pizzę na świecie (z oscypkiem i żurawiną: wagon złota temu kto wymyślił oscypek i żurawinę podawane na pizzy!), popiła pysznym piwkiem a w niedzielę... no zaczęło się! Boli brzuch ale lekko... no trochę kłuje ale co tam! Spacer z Łazją, obiad u mamusi (nawet lepszy od tej pizzy!), poniedziałek : ból się nasila ale przecież ja nie mięczak więc siup do pracy i siedzę! Wtorek no ok już mnie boli tak, że decyzją ludków z pracy zbieram manatki i jadę na ostry dyżur a tam:
- wstępny ochrzan, że jak to na ostry dyżur a nie do przychodni rejonowej ("a próbowała się Pani kiedyś umówić w przychodni na numerek czy jak Panią coś boli to kolega lekarz z pokoju obok przyjmuje?" - pani spojrzała, ze zrozumieniem pokiwała głową, dokumenty wzięła i kazała czekać)
- czekanie: nie skłamię jeśli powiem, że czekałam 1,5 godziny na to, żeby zmierzono mi ciśnienie, następne 45 minut żeby wychylił się z okienka pan- krzyknął moje nazwisko i zaprosił na badanie.
- badanie: jak mi pan wbił paluchy w brzuch jak się zwinęłam z bólu to aż się pan uśmiechnął, stwierdził, że chyba jednak nie oszukuję i zaprosił na pobranie krwi i moczu do dalszych badań!
- pobranie: w miarę szybko, miła pani pielęgniarka - ucięłyśmy sobie krótką rozmowę na temat różnic i podobieństw w pracy handlowca i pielęgniarki na SOR'ze - ustaliłyśmy, że ona woli stres wynikający z odpowiedzialności za życie ludzi a ja wolę obracać się w środowisku transakcji finansowych ;-)
- i znowu czekanie - tym razem na wyniki krwi i moczu! Bo przecież nie zrobią mi od razu USG bo kasy brakuje na niepotrzebne badania... siedzę więc kolejne 1,5 godziny i czekam na tym niewygodnym krzesełku patrząc jak personel kręci się w zwolnionym tempie między jednym a drugim pokojem (no już mogliby zagęścić ruchy chociażby po to by ludzi nie denerwować tym żółwim tempem!)
- umilanie czekania! Próbowałam- pierwsze 1,5 godziny korzystałam z internetu w telefonie ale jak telefon odmówił posłuszeństwa musiałam przejść na bardziej "inteligentne" formy umilania czekania a mianowicie czytanie ksiązki. Pech chciał, że przy sobie miałam tylko Carrie Kinga i to po angielsku...niestety trudne słowa w połączeniu z bólem i głodem pokonały mnie po 5 stronach czytania. Pozostało zatem patrzenie na puste ściany...
- diagnoza! i tu pan już nie krył śmiechu (albo radości, że nie będzie musiał operować :)) - otrzymałam receptę, zalecenie odpoczynku i sio do domu bo w kolejce w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym czekło kolejnych 60 pacjentów...
A dzisiaj leżenie w domu przy komputerze umila mi Łajza, która doskonale rozumie, że pani jest chora i grzecznie leży po prawicy od czasu do czasu tylko zaglądając do laptopa jakby sprawdzał czy serio pracuję czy tylko udaję... bo wiadomo jakbym udawała to trzebaby by było mnie na jakiś spacer wyciagnąć ;-)