Jak poradzić sobie ze śmiercią bliskiej osoby?Kategorie: Rozwój, Dom i ogród, Emerytura Liczba wpisów: 1, liczba wizyt: 26627 |
Nadesłane przez: madalenadelamur 25-01-2011 15:24
1,5 miesiąca temu zmarł mój Teść.Każdego dnia zadaję sobie pytanie.Dlaczego tak prędko?Znaliśmy się tylko 4 lata.Dlaczego tak krótko?
Wszystko zaczęło sie 2 tygodnie przed naszym ślubem.Był bardzo ciepły lipcowy dzień.Szliśmy z mężem na łódkę,łowić ryby.Nie zdążylismy oddalić się od pomostu i usłyszeliśmy wołanie...Karol,Magda wracajcie...Spojrzeliśmy się w swoją stronę i pomyślałam TEŚĆ...I rzeczywiście nie myliłam się.Od jakiegoś czasu skarżył się na ból w okolicach podbrzusza,ale nikt nie sądził,że to coś poważnego.Zawieźliśmy Teścia do szpitala.Mąż musiał jechać do pracy,więc ja ze względu na zły stan Teścia zostałam u Mamy w domku na wypadek gdyby trzeba było pojawić się natychmiast w szpitalu.
I rzeczywiście o godzinie 19.00 wieczorem otrzymałam telefon od Teścia,że nastepnego dnia zostanie zoperowany.Sprawa była poważna.Najbardziej wkurzało mnie mydlenie oczów przez wnuczków Teściowej,że to nic groźnego itd.
Przeżywałam to okropnie.Operacja przebiegła bez komplikacji.Po pracy pojechaliśmy z mężem na pierwsze odwiedziny.Weszłam do sali nie mogłam się powstrzymać od łez tym bardziej po słowach Teścia "Madziu moja Kochana nie płacz wszystko będzie dobrze".On też nie mógł się powstrzymać.Był bardzo uczuciowym człowiekiem.Rozpoznanie choroby-rak esicy!!!
Nie wiedzieliśmy co robić z mężem.Co teraz będzie?Za 2 tygodnie nasze wesele.Tata tak pragnął na nim być.Zawsze mówił najważniejsze abym dożył waszego ślubu i Tańca z moją Kochaną synową.Wesela dożył,ale wspólnego tańca nie było.
Rana goiła się dobrze.Tatę wypuścili w dzień przed uroczystością,to mnie bardzo ucieszyło.Jednak wiedziałam,że będzie towarzyszył mu ból.
1 sierpnia odbył się nasz ślub.Wyszliśmy całą rodziną pod dom by przywitać Pana Młodego z rodziną.Z samochodu wyszedł Teść ze łzami w oczach.Coś we mnie pękło,rozpłakałam się.Wiedziałam jak bardzo mu ciężko mimo to wyszedł ku mojej stronie by się przywitać.Później Błogosławieństwo do niego już nie wstał,ale poblogosławił nas siedząc.Był tak wzruszony,że wypowiedział jedynie "Madziu kochana" i uczynił znak krzyża.
Niestety tego upragnionego Tańca nie było.Teść po 2 godzinach spędzonych na sali weselnej zechciał pojechać do domu.Podziekowania dla rodziców były,ale nie takie jakie być powinny.
Nie było rodziców męża,wiem co czuł przez to.Nie obyło się bez łez.Płakali prawie wszyscy goście.
Później po weselu było różnie.Oczywiście wskazaniem leczenia była chemioterapia.Nie zawsze mogliśmy go wspierać,ale najważniejsze,że się nie poddawał.
Po 7 przyjętych chemioterapiach lekarz zalecił zmianę na silniejszą.I wszystko zaczęło się walić.Ból nogi,płuc itd...
Pojechaliśmy na radioterapię i inne badania.Wynik był straszny.Rak kośćca,wątroby i płuc (przeżuty).
Teściowa nie wierzyła,przecież on czuje się dobrze.Później było tylko gorzej.W maju 2010 nastapiło złamanie trzonu kości udowej.Ciągle leżał w łóżku zero ruchu...Załatwiliśmy z mężem tzw.balkonik,pomagaliśmy się poruszać,nie źle mu szło :)
Później narzekał na ból i przywieźliśmy wózek inwalidzki.Wychodziliśmy na spacerki.Ja zaszłam w ciąże,bardzo się cieszył.
Zaczał chudnąć,narzekał na ból brzucha,kręgosłupa i nóg.
Na wiytę do domu przyjechał lekarz.Zaproponował lek w plastrach.Teść powiedział,że jeśli pomoże to zgadza się na jego przyjęcie.No i zaczęło sie...Teściowa nakleiła plaster o 12 a o 17 zaczął majaczyć.Wiedziałam,że jest źle i będzie coraz gorzej.Bylismy przygotowani na najgorsze.1 grudnia Teść zarzyczył sobie na obiad schabowe z puree ziemniaczanym i piklami-jego ulubione danie.Oczywiście zrobiłam.Po obiedzie powiedział do Teściowej "Dzisiaj zjadłem swój ostatni obiad".Po obiedzie przyjechala do nas pielęgniarka z lekarzem z hospicjum domowego.Przepisali leki,lekarz zabrał mnie i meża do kuchni"Proszę przygotować się na najgorsze".
Następnego dnia czyli 2 grudnia byłam umówiona na wizytę u ginekologa.Wyjechaliśmy przed 17.00 do domu wróciliśmy o 19.00.Oddech Teścia stał się bardzo płytki ciągle patrzył w jeden punkt,nie reagował na nic.
Zmierzyłam mu ciśnienie było bardzo niskie.Temperatura bardzo wysoka.Rozrobiłam papacetamol z wodą bo inaczej by nie połknął i tak nie połknął.Lek pozostał w przełyku.
Mąż wiedział,że to już KONIEC.Kiedy przyjechaliśmy do domu panowała wielka cisza.Teściowa siedziała w kuchni z bratem.Mówiła,że kiedy nas nie było Teść strasznie "jęczał" i był niespokojny.Kiedy przyjechaliśmy uspokoił się.Mąż powiedział mu wszystko o czym powinna wiedzieć osoba odchodząca z tego świata.Kocham Cię Tato mówił ze łzami w oczach tuląc jego głowe do swojej.
Minęło jakieś 30 minut gdy maż zawołał mnie a ja Teściową "Mamo chodź do pokoju,to już koniec".
Wszyscy uklękli i zaczeliśmy się modlić...Ostatni oddech...
Widziec umierającego człowieka to wielkie przeżycie.
Nie płakałam.Przytuliłam do siebie Męża i Teściową i powiedziałam "Nie płaczcie tak głośno on nie może tego słyszeć".
Noc należała do nie przespanych dopiero nad ranem przysnęłam.Obudziłam się z płaczem budząc męża
"Kochanie jaki tu spokój"powiedziałam szlochając.Dopiero rano uświadomiłam sobie,że jego już nie ma.
Teraz pozostał smutek i żal.Bo wiem,że już nie będzie jak dawniej.
Teść był zawsze moją opoką w trudnych chwilach,mówił "Dzieciaku nie przejmuj się wszystko się ułoży".
Jednak w głębi serca czuję jego obecność.
Może dlatego,że przy ostatnim pożeganiu trzymając go za dłoń poprosiłam o opiekę nad nami i dzieciatkiem,które tak pragną zobaczyć.