Kiedyś na tym blogu pisałam, że nie lubię zabawek dźwiękowych (na baterie), że nie widzę w nich nic, co mogłoby stymulować rozwój dziecka w jakimkolwiek obszarze, a dodatkowo bardzo mnie drażnią.
Biję się w pierś - dosłownie. Bo odkryłam zabawkę dźwiękową, która mnie absolutnie zachwyciła. Co więcej, nie tylko mnie, ale wszystkich naszych domowników!
Gdy ją włączamy, nasz pokój zamienia się w filharmonię, a my stajemy się kompozytorami, dyrygentami i słuchaczami niezwykłego koncertu.
Jak to możliwe? Sami zobaczcie tę genialną zabawkę!
7 instrumentów, 15 utworów, nieskończona ilość możliwości.
Na środku pulpitu znajduje się coś w rodzaju sceny, na której możemy ustawiać dowolne instrumenty. W zależności od wybranego instrumentu, usłyszymy dany utwór w jego wykonaniu. Możemy wprowadzać kolejne i tym samym wzbogacać nasz koncert tworząc na koniec prawdziwą orkiestrę. Równocześnie zdejmując każdy z instrumentów ze sceny, jego głos milknie, a dalsze takty płyną już bez niego.
Coś niesamowitego!
Pisząc tę recenzję słucham mojej ukochanej płyty sprzed lat - "
Tubular Bells" Mike'a Oldfielda i przypominam sobie, jak zachwycił mnie kiedyś pomysł stopniowego dodawania instrumentów do utworu i przedstawiania ich kolejno (
klik). Na koniec utwór wybrzmiewa w pełnej krasie przy współbrzmieniu kilkunastu instrumentów, a my jesteśmy w stanie bezbłędnie wyodrębnić dźwięk każdego z nich. Co więcej doskonale rozumiemy jak ważny jest udział każdego z osobna i jak cudowny efekt potrafią wspólnie stworzyć!
Wierzcie mi, że nie tylko ja jaram się tak tą zabawką - reszta ma podobnie. Szczerze mówiąc, trudno mi wyobrazić sobie, żeby ktoś mający taką czy inną wrażliwość muzyczną mógł pozostać na jej punkcie obojętny.
Lubię słuchać dobrej muzyki. Zawsze lubiłam. Mianem "dobrej muzyki" bynajmniej nie określam wyłącznie muzyki klasycznej, choć dość często nam towarzyszy. Nie jestem wierna jednemu gatunkowi, choć kilka jest mi szczególnie bliskich. Chcę pokazywać córkom różne kierunki muzyczne, żeby kiedyś umiały odnaleźć te im najbliższe.
Poza tym doskonale wiem, jak istotna dla dziecięcego rozwoju jest muzyka i słuch. Jak duży wpływ mają na ich późniejsze życie. Na pewno więcej napiszę o tym w osobnym wpisie, bo to dla mnie niezwykle ważny temat.
Po raz pierwszy udało mi się odkryć zabawkę, która tak wspaniale stymuluje rozwój dziecka w tym zakresie. Poza instrumentami muzycznymi pozwalającymi nam na samodzielne tworzenie muzyki (również niezwykle ważne) i książkami z muzycznymi inspiracjami nie udało mi się znaleźć niczego, co pozwalałoby nam na ćwiczenie słuchu w inny sposób (a nie psucie go głupawymi i zbyt głośnymi melodyjkami z pseudo interaktywnych zabawek).
Co jeszcze poza fantastycznym pomysłem wyróżnia Symfonię?
Profesjonalnie nagrane dźwięki, dzięki którym nawet dziecięca piosenka brzmi niczym prawdziwe dzieło i doskonale wykonane gumowe instrumenty. Każdy z nich w innym kolorze, każdy o innej podstawie. Mamy więc przy okazjinarzędzie do nauki kolorów i kształtów, a nawet sorter.
Instrumenty wykonane są z dbałością o najdrobniejsze szczegóły, zabawa nimi to również świetna stymulacja sensoryczna - tym bardziej w połączeniu z dźwiękiem i światłem.
Zabawka wspaniale sprawdzi się również u dzieci niewidomych, właśnie dzięki tym fantastycznym figurkom, a i dzieci widzące mogą bawić się w rozpoznawanie instrumentów za pomocą zmysłu dotyku albo słuchu. Takie zabawy świetnie się u nas sprawdzają.
Tak jak wspomniałam, to zabawka, która oddziałuje jednocześnie na wzrok (światła), słuch (dźwięki) i dotyk (gumowe instrumenty), a do tego pozwala dziecku wpływać na ostateczny kształt granego utworu.
Moim zdaniem to fantastyczny pomysł na prezent gwiazdkowy, zwłaszcza jeśli preferujecie prezenty składkowe ☺
Jeśli chcecie jeszcze lepiej poczuć klimat tej genialnej zabawki, zobaczcie
FILM.
Zamknij