W celu uniknięcia zdobywania przez Kosmę nowych doświadczeń, takich jak między innymi lizanie podłogi czy zjadanie chusteczek, przez pół godziny odbijałam dla niego piłeczkę od ściany, krzycząc radośnie "kuli kuli!". Potem zrobiliśmy sobie przerwę na obślinienie ciuchci i znów pół godziny z piłeczką. A potem przeczytałam w gazecie, że zabawa z dzieckiem to spełnienie moich marzeń, a sama zabawa rozwija nie tylko dziecko, ale też i mnie. Rzeczywiście. Umiem 10 razy pod rząd odbić piłkę i ją złapać, trzymając przy tym dziecko, gałązkę z żołędziem, smoczek i wspomnianą ciuchcię. Czekam na telefony od pracodawcy, a w międzyczasie napawam się swoim rozwojem.
Oto ja, na spacerze, napawam się.
A tu, ponieważ nie wiedzieliśmy już, co zrobić z dzieckiem, postanowiliśmy posłać go na rzeź.
Dziecko przeżyło. Ja mam mokre nogi.
Zamknij